Koniec października. Od koncertu minęło kilka dni. Trudno w to uwierzyć, ale w ostatnim czasie moje myśli krążyły wokół nauki, a nie zniewalająco niebieskich oczu. Ha ha, kłamię, wszystkie moje myśli nadal krążyły wokół niebieskookiego blondyna.
Oczywiście gdy tylko wróciłam na uczelnię, zostałam zmolestowana przez Penelope, która chciała wiedzieć wszystko, co wydarzyło się w tamtym dniu.
- Boże, Penelope, mówiłam Ci o tym chyba już z milion razy. – westchnęłam, gdy kolejny raz chciała usłyszeć historię o piciu wódki w garderobie z chłopakami.
- Nie marudź. Nawet nie wiesz jaka z Ciebie szczęściara. Pieprzona szczęściara. – uśmiechnęła się.
Siedziałyśmy na dziedzińcu, wpatrując się bezsensownie w przejeżdżające autobusy. Mimo że pogoda w Londynie o tej porze roku powinna być nieciekawa, tym razem świeciło słońce.
- Wiesz co? - Penelope upiła łyk swojego cappuccino z papierowego kubka. - Mam przeczucie, że jeszcze nie raz spotkasz chłopaków. - powiedziała.
- Fakt, obiecałam im wpaść na jeszcze jeden koncert. Kiedyś. - powiedziałam.Nie o to chodzi. Moja babcia ma zdolności paranormalne. Serio! - spojrzała na mnie z oburzeniem, kiedy parsknęłam niepohamowanym śmiechem. - Powiedziała mi, że w życiu zawsze trzeba słuchać intuicji, głosu serca i ufać przeczuciom. Poza tym, przepowiedziała też, że będę dziewczyną Harry'ego. - dokończyła dumnie, gdy skończyłam się śmiać.
- Naprawdę? Przykro mi Penelope, ale jakoś nie chce mi się za bardzo w to wierzyć. Już raz zaufałam intuicji i doprowadziło mnie to donikąd. No, chyba, że moja intuicja kiepsko działa.
- Jak to? Opowiedz mi o tym! - Penelope odwróciła się do mnie tak, że teraz siedziała naprzeciwko mnie.
Spojrzałam na nią. Moja przyjaciółka, pomimo maniakalnego zainteresowania Harrym Stylesem, była niezaprzeczalnie najpiękniejszą istotą jakąkolwiek wiedziałam. Często zastanawiam się jak ktoś taki piękny może chodzić po tej planecie, serio.
Jej śniada cera i piękne, długie, ciemne włosy świetnie kontrastowały się z jej czerwoną pelerynką, którą dzisiaj założyła. O dziwo, dzisiaj nie miała na sobie koszulki a wizerunkiem Stylesa. A przecież była środa. Środy zawsze należą do koszulki Harry'ego z pieskiem. Boże, czyżby fascynacja tym lokatym chłopaczkiem malała? Odezwała się ta, która wcale się nie jara Niallem Horanem, moja podświadomość popatrzyła na mnie pobłażliwie. W myślach strzeliłam jej wielkiego liścia, na co ta skuliła się w najgłębszy kąt mojego umysłu.
Dziwie się, że ktoś taki jak Penelope nie posiadał jeszcze drugiej połówki. Ale jak sama twierdziła, nie znalazła jeszcze kogoś, kto byłby Harrym Stylesem albo Gerardem Pique. Pen wciąż miała nadzieję, że cudowny Gerard w końcu rzuci Shakirę dla swojej największej miłości, którą była właśnie moja przyjaciółka. No, jeśli nie wyszłoby jej z Harrym, rzecz jasna. Poza tym jej chłopak musiałby być na tyle świetny, aby dostał szansę na poznanie jej rodziny. Wielkiej rodziny, powinnam dodać. Mimo że pochodziła z Hiszpanii, Penelope miała typową, głośną, włoską rodzinę. Przekonałam się o tym, gdy kiedyś ją odwiedziłam – kiedy zerknęłam z kim rozmawia na Skypie, moim oczom ukazało się więcej niż dziesięć głów, przepychających się i krzyczących jednocześnie. Wyglądało to trochę patologicznie. I słodko, ale nadal patologicznie. No, nieważne.
- Raz moja intuicja – zrobiłam w powietrzu cudzysłów – podpowiedziała mi, aby wrócić do chłopaka, który kilka miesięcy wcześniej mnie rzucił. Rzuciłam wszystko żeby tylko być z nim, na przekór rodzinie i przyjaciołom postanowiłam spróbować jeszcze raz. Było fajnie, przez pewien czas. Potem jednak zaczęły się problemy, ciągłe kłótnie. Moja psychika praktycznie nie istniała. Ale potem pojawiła się szansa wyjazdu i postanowiłam to skończyć, a to chyba była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. - skończyłam.
- Wow. Normalnie jak w telenoweli – Penelope westchnęła. - To teraz nie ma przeszkód, żebyś z kimś się związała. Na przykład z takim Niallem z One Direction. O Boże, ty się rumienisz! - zaśmiała się, gdy zobaczyła, że moje policzki przybierają koloru dojrzałej róży.
- Daj, spokój, ile razy mam Ci mówić, że ja już nigdy go nie zobaczę? - spojrzałam na nią.
- Skąd wiesz? Przecież powiedziałaś, że pamięta cię z lotniska, więc to chyba coś znaczy, prawda? - spojrzała na mnie wzrokiem eksperta.
- Tak, ale... - zaczęłam, jednak nagle przed nami pojawiła się jakaś dziewczyna, która wcisnęła nam jakieś ulotki, po czym rozradowanym głosem powiedziała:
Spojrzałam na ulotkę. Kampus organizował w piątek imprezę Halloweenową. Podniosłam głowę i zauważyłam, że przyjaciółka patrzy na mnie pytającym wzrokiem.
- Szykuj przebranie maleńka, czas się zabawić. – powiedziałam z zadziornym uśmieszkiem.
***
Gdy weszłam do domu, w kuchni zastałam Mateusza, który zawzięcie coś mieszał w garnku.
- Jesteś wreszcie. Siadaj, zaraz będzie gotowa.
- Spojrzałam na niego a potem w głąb garnka, który swoją zawartością przypominał wymiociny zmieszane z rzadką kupą. Jezu, nie każ mi tego jeść, proszę.
- Co to jest? - zapytałam.
- Zupa rybna. - odpowiedział z dumą.
Jeszcze raz spojrzałam na zawartość garnka a potem na kuzyna, który najwyraźniej nie mogąc się doczekać, posmakował swojego 'dzieła', jednak chwilę później na jego twarz wyglądała, jakby zobaczył, że Chalizard, pies sąsiadki, właśnie zrobił kupę na jego ulubione buty.
- Chyba jednak zamówimy pizze. – powiedział, a ja poklepałam go po ramieniu w geście współczucia.
- Chyba jednak zamówimy pizze. – powiedział, a ja poklepałam go po ramieniu w geście współczucia.
- No, szefie kuchni, Master Chef na Ciebie czeka. – powiedziałam, chwytając telefon i wykręcając numer naszej ulubionej pizzeri.
Godzinę i dwa pudełka pizzy później, oboje leżeliśmy na kanapie, nie dając znaku życia. Z policzkiem przyłożonym do kanapy, jednym okiem spojrzałam na lekko pochrapującego Mateusza.
Nagle w telewizji zobaczyłam FabFive. Podgłośniłam lekko dźwięk.
- Właśnie daliście koncert zamykający wasze światowe tournée. – powiedziała prezenterka, z uśmiechem, który spokojnie mógłby reklamować sieć gabinetów dentystycznych. - Jakie macie teraz plany?
- Cóż, przede wszystkim odpoczynek w gronie rodziny i znajomych. – odpowiedział Liam, na co reszta mu przytaknęła.
- Tak, najpierw wybierzemy się na wakacje, a potem rozpoczynamy pracę nad naszym trzecim albumem. – dodał Louis.
Następna część wywiadu głównie skupiała się na tych tematach, jednak nagle usłyszałam:
- Nie od dziś wiadomo, że fani są nieodłączną częścią zespołu. Dziesiątki, a może nawet setki fanów spotkało się z wami po koncertach. Czy któreś spotkania z nimi szczególnie zapadły wam w pamięć? - zapytała dziennikarka.
- O tak, było wiele ciekawych spotkań, ale szczególnie jedno zapadło nam w pamięci. – powiedział Zayn, a reszta z entuzjazmem mu zawtórowała.
- Kilka dni temu po koncercie spotkała się z nami pewna dziewczyna. Rozmawialiśmy z nią jakbyśmy znali się od lat, a na koniec dala nam nietypowy prezent. – powiedział Louis, a Harry zachichotał.
- Taa, do dziś na myśl o tym piecze mnie gardło. – dodał Zayn, na co reszta wybuchła gromkim śmiechem.
- Czyli mam rozumieć, że owa fanka skradła wasze serca? - prezenterka kolejny raz wyszczerzyła swoje idealne, białe zęby.
- Tak, w szczególności skradła serce jednemu z nas. Prawda Niall? - Harry z głupawym uśmieszkiem spojrzał na blondyna, na co ten natychmiast się zaczerwienił.
Niestety chłopak nie zdążył odpowiedzieć na to pytanie, które bardzo mnie interesowało,
ponieważ idealna prezenterka zmieniła temat.
Pieprzona dziwka. Doskonale wiedziałam, że chodzi o mnie. Jak mogła przerwać w takim momencie!? Szczerze mówiąc miałam nadzieje, że ten rumieniec na jego twarzy w jakiś sposób wiąże się ze mną, jednak dzięki cholernej dziennikarce i jej białym zębom nie dowiedziałam się tego i już chyba nigdy nie dowiem. Przysięgam, znajdę Cię i poćwiartuję, mała zołzo. Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu.
- O MÓJ BOŻE, WŁAŚNIE MÓWILI O TOBIE W TELEWIZJI!!! - dziki wrzask Penelope wypełnił moje uszy. Zupełnie nie rozumiałam jej ekscytacji.
- Co? Przecież nawet nie padło tam moje imię. – powiedziałam.
- Czyli oglądałaś? O mój Boże, i tak wiem, że to o Tobie, przecież to wiem! - dalej krzyczała w słuchawkę.
- Daj spokój, Penelope, to i tak nic nie znaczy. - powiedziałam rzeczowym tonem, jednak w moim wnętrzu odpaliło się tysiące fajerwerków.
- Nic nie znaczy? Dziewczyno, czy Ty naprawdę nie widziałaś tego rumieńca na jego twarzy? Rumieniec numer sześćdziesiąt dwa! Zarezerwowany tylko dla dziewczyn, którymi się zainteresował!
- Co? - moja mina wyrażała tyle co nic.
- Podobasz mu się! O Boże, Ty pieprzona szczęściaro. – Penelope nie przestawała wrzeszczeć.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, ponieważ moja krzycząca przyjaciółka rozłączyła się.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, ponieważ moja krzycząca przyjaciółka rozłączyła się.
Z westchnieniem opadłam na kanapę. Moja podświadomość studziła mój zapał.Daj, spokój, to nic nie znaczy, jednak z drugiej strony, mała część mnie miała wielką nadzieję, że to co powiedziała Penelope, jest prawdą. Podświadomość jednak szybko ostudziła mój zapał, przypominając mi, że moja intuicja już raz dała dupy. Ekstra.
Zamknęłam oczy i próbowałam ustabilizować swój oddech. Próbowałam sobie wyobrażać zieloną łąkę, szumiący strumyczek i tęczę na niebie. Byłam bliska realizacji tego wyobrażenia, ale na miłość boską, NIALL HORAN ZARUMIENIŁ SIĘ NA WSPOMNIENIE O MNIE!
Kilka godzin później, jak co wieczór, razem z Mateuszem robiliśmy kolację a następnie mieliśmy obejrzeć jakiś beznadziejny film. Właśnie robiliśmy pesto, gdy zauważyłam, że mój wspaniałomyślny współlokator zamiast bazylii, kupił miętę. Zrezygnowana, ubrałam się i udałam się w stronę Tesco. Wychodząc z domu, uderzyło mnie chłodne powietrze. Opatuliłam się mocniej szalikiem, klnąc pod nosem na pogodę, przecież kilka godzin wcześniej świeciło słońce!
W sklepie szybko znalazłam potrzebny artykuł, jednak postanowiłam jeszcze odwiedzić swoją ulubioną alejkę i kupić trochę słodyczy. Obładowana ruszyłam w stronę kas, gdy nagle usłyszałam pisk. To mogło oznaczać tylko jedno. Nie myliłam się. Tuż obok stoiska z nabiałem stał Louis obtoczony wianuszkiem fanek. Spojrzałam na to zbiorowisko i mimowolnie przypomniało mi się spotkanie w garderobie. Louis jakby wiedział, że myślę o nich, bo chwilę później podniósł wzrok i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Chłopak uśmiechnął się i pomachał. Ja również odwzajemniłam gest. Ciekawskie fanki natychmiast obróciły się w moją stronę, szeptając sobie nawzajem coś do ucha. Przez chwilę miałam wrażenie, że brunet chce do mnie podejść, jednak drogę zastąpiła mu jakaś szczerząca się blondynka, prosząc idola o autograf.
Hm, punkt ósmy mojej listy non stop mnie prześladuje. Właśnie, czas go skreślić.
- Chyba nigdy nie zobaczymy jakiegoś dobrego filmu. – westchnął Mateusz, wyjmując płytę z DVD i chowając ją do pudełka.
- Taa. - mruknęłam, włączając laptopa i logując się na Twittera. Naprawdę nie wiem co mnie tknęło, jednak postanowiłam zajrzeć na konto Louisa.
- O kurwa. – mruknęłam, z niedowierzaniem gapiąc się w ekran.
- Co jest? Mateusz spojrzał w ekran po czym przeczytał:
- Zakupy stają się przyjemniejsze, gdy spotykasz osobę, z którą wiążesz miłe wspomnienia ;) Co w tym dziwnego? - zapytał.
- Spotkałam go dzisiaj w sklepie. - powiedziałam, nadal gapiąc się w tweeta Louisa.
- Zaraz, to jest ten śpiewający pedałek z koncertu? - zapytał Mateusz spoglądając na miniaturkę zdjęcia.
Pokiwałam głową. Jezu, to chyba jakiś żart. Może Penelope naprawdę miała rację, co to tej całej siły wyższej? Chyba muszę umówić się na spotkanie z jej babcią.
- Pff, tyle szumu o głupie zdanie. Idę spać, narka, mała. – Mateusz podniósł się z kanapy i powlókł się na górę.
Westchnęłam i zajrzałam na Twittery pozostałej czwórki. Na Twitterze Liama zobaczyłam wpis z dnia koncertu, na którym byłam:
Najmilsze spotkanie everrrrr! Dzięki bezimienna dziewczyno, twój prezent był genialny! :D
Bezimienna? No tak, spędziłam z nimi godzinę, a nawet nie się nie przedstawiłam. Gdzie moje maniery?
Spojrzałam na Twittera Nialla. Widząc jego niebieskie oczy, mimowolnie uśmiechnęłam się. W radiu usłyszałam piosenkę Demi Lovato, śpiewającą o zawale serca.
Tak, na widok Nialla Horana definitywnie przeżywam mały heart attack.
***
Czwartek. Błogi, studencki day off. Miałam nadzieję odespać te wszystkie ranne pobudki, jednak nagle do mojego pokoju wpadło brązowowłose tornado, śmiejąc się i rzucając się na moje łóżko.
- Dzień dobry, śpiochu! - Penelope spojrzała na mnie uśmiechając się szeroko.
- Idź stąd, nie znam Cię. - przekręciłam się na drugi bok.
Brunetka jednak nie dała za wygraną.
- Oj Mags, rusz dupę, jest dwunasta, na miłość boską! - ściągnęła ze mnie kołdrę.
- Chłodne powietrze spowodowało, że natychmiast podniosłam się i usiadłam. Gdyby mój wzrok mógł zabijać, ciało Penelope byłoby już dawno poćwiatrowane i wrzucone do Tamizy.
- Masz szczęście, że Cię kocham, inaczej już byś nie żyła. – mruknęłam, przecierając oczy.
Penelope nic sobie z tego nie robiła. Nadal siedziała na brzegu łóżka ze swoim uroczym uśmiechem. Wyglądała jak szczeniaczek.
- Och, zamknij się w końcu. Czas na zakupy. – pisnęła radośnie.
Zakupy? Przecież nie umawiałyśmy się na zakupy. Pen jakby czytając w moich myślach, dodała:
- Halloween, jutro, przebranie.
No tak, przez wydarzenia z wczorajszego wieczoru zupełnie o tym zapomniałam. W pośpiechu wzięłam prysznic i zaczęłam kompletować garderobę, podczas gdy Penelope rozsiadła się wygodnie na łóżku z moim laptopem, zapewne przeglądając Facebooka, Twittera, Sugarscape i milion innych dziewczyńskich rzeczy, które zawsze robimy. Dzisiaj miała na sobie koszulkę, której jeszcze nie widziałam. „Stylesizm moją religią”, głosił napis na jej bluzce. Pojebało ją do reszty.
-Mówiłam już, że jesteś taką cholerną szczęściarą? - powiedziała Pen, biorąc łyka swojej latte.
Szłyśmy wzdłuż Hammersmith do jednego z największych sklepów świadczącym usługi na takie eventy jak Halloween. Londyńska pogoda wcale nie była taka londyńska. Pomimo końca października słońce, niczym te z teletubisiów, wesoło zsyłało na nas ciepłe promienie słoneczne.
- Widziałam wczoraj Louisa. Chyba nawet mi pomachał. – mruknęłam patrząc przed siebie.
- Wiem. Wiedziałam to od momentu, kiedy wyszłaś z Tesco na Emmerson Road. - Jezu, czy ona mnie prześladowała? Wróć, czy ona prześladowała Louisa? Zaczynam się jej bać, serio. - Boże, dlaczego ja nie mam takiego szczęścia? Gdzie nie spotkasz tych chłopaków, natychmiast tweetują o Tobie. - westchnęła.
- Daj spokój. Szkoda, że to nie był ten jeden, który nie daje mi spać. – powiedziałam cicho, a w mojej głowie znów pojawiły się niebieskie tęczówki.
- Och, zamknij się i nie marudź. - kurwa, ona miała tego nie słyszeć. - I tak widziałaś ich więcej razy, niż zwykły śmiertelnik, a nawet nie jesteś taką wielką fanką jak ja! - na jej ślicznej twarzy pojawiła się podkówka, na co ja wybuchłam śmiechem.
Weszłyśmy do sklepu. Faktycznie, to był chyba największy sklep z przebraniami jaki kiedykolwiek widziałam. Znowu kłamię, to był pierwszy sklep z przebraniami jaki widziałam. Spojrzałyśmy na siebie z Pen, po czym w lamparcim tempie rzuciłyśmy się na wieszaki.
Pszczółki, hot-dogi, pokojówki, pokemony, teletubisie – ilość strojów była przytłaczająca. Zastanawiałam się jaki strój wybrać, typowo halloweenowy, czy polecieć na całość i wyskoczyć z czymś alternatywnym, jak na przykład strój biedronki. Nagle przede mną pojawiła się Penelope machająca jakimiś wieszakami.
- Zobacz, co znalazłam! - wyszczerzyła się.
- Nie. Nie, nie, nie. Chyba nie myślisz, że przebiorę się za Harry'ego Stylesa? - zapytałam.
- Och, weź. Będzie zabawnie. - znów zrobiła minę szczeniaczka.
- Nie! Chyba już wolę przebrać się za księżniczkę, niż nosić brązową perukę i mikrofon.
Penny natychmiast porzuciła stroje z serii Bądź jak Harry Styles, aby zapalić się do mojego pomysłu. Obie przeszłyśmy w alejkę z przebraniami księżniczek. Co chwilę wciskałyśmy sobie przeróżnego rodzaju przebrania, wybuchając śmiechem. Po pół godzinie znalazłyśmy odpowiednie w naszym mniemaniu stroje.
- Pen, przysięgam, jeżeli żaden facet nie zwróci na ciebie uwagi w tym stroju, specjalnie dla ciebie zostanę lesbijką na ten wieczór. – powiedziałam patrząc na moją przyjaciółkę.
- Brunetka ryknęła śmiechem, nie zważając, że stoimy na jednej z najbardziej ruchliwych ulic w Londynie.
Weszłyśmy do jednej z licznych cukierni. Jasne ściany i kontrastujące z nimi meble z ciemnego drewna sprawiały, że wnętrze nabierało elegancji, a jednocześnie było bardzo przytulne. Razem z Pen usiadłyśmy przy oknie.
- Ale jutro będzie impreza. – powiedziała Penelope, po czym zabrała się za swojego ptysia.
- Mhm. Przedtem trzeba będzie zrobić jakieś before party. – powiedziałam z buzią pełną ciasta wiśniowego.
- Penelope z entuzjazmem pokiwała głową.
- W końcu skorzystamy z twojej walizki szczęścia, czy jakoś tak. – powiedziała.
No tak, walizka wciąż pozostała nietknięta, no, z wyjątkiem jednej butelki, którą wzięłam na spotkanie z One Direction. Do dziś pamiętam minę Pen, kiedy pierwszy raz zobaczyła nasz arsenał. Takich wielkich oczu nie widziałam nigdy.
- No cóż, na mnie już czas. – spojrzała w ekran swojego telefonu.– Będziemy w kontakcie. - spytała.
- Jasne. - odpowiedziałam.
- Świetnie, w takim razie widzimy się jutro u Ciebie. – powiedziała, po czym zniknęła za drzwiami.
Siedziałam dojadając ciastko, gdy nagle dzwonek w drzwiach obwieścił pojawienie się nowego gościa. Odruchowo spojrzałam w tamtą stronę, ot, takie polskie przyzwyczajenie, i wtedy doznałam totalnego heart attack.
Przy ladzie stał blondwłosy chłopak. Ktoś inny spojrzałby na niego i pomyślał: co jest takiego niesamowitego w zwykłej, niebieskiej bluzie z kapturem, dżinsach i białych adidasach? Ja, Magda, doskonale wiedziałam, kim jest postać, która przy ladzie zamawiała chyba z kilo sernika. Lotnisko, identyczna bluza. Hm, w sumie istnieje prawdopodobieństwo, że to nie będzie Niall, ale w tym momencie pozwoliłam działać swojej intuicji. Może faktycznie trochę się naprawiła od ostatniego razu.
Nagle Pan-Niebieska-Bluza odwraca się i... BINGO! Miałam ochotę przyklasnąć w dłonie, jednak jego spojrzenie sprawiło, że czułam się jakbym dostała paralizatorem z bardzo małej odległości. Jego niebieskie oczy przeszywały mnie na wskroś a ja nic nie mogłam na to poradzić – nadal byłam sparaliżowana. Jednak moja intuicja przejęła inicjatywę, krzycząc: To twoja szansa idiotko!, a podświadomość uszczypnęła mnie w dupę. To sprawiło, że się ogarnęłam. W końcu.
Wzięłam głęboki wdech i uśmiechnęłam się.
- Cześć. – powiedziałam.
Blondyn stał przez chwilę nieruchomo, jakby analizował to jedno słowo, które do niego skierowałam. W końcu ocknął się i posłał mi najpiękniejszy uśmiech jaki w życiu widziałam.
- Cześć, znów się widzimy. – powiedział podchodząc do stolika, przy którym siedziałam.
- Yhm. – mruknęłam.
Wstałam z miejsca i razem z Niallem skierowaliśmy się w stronę wyjścia.
- Co robisz w tej części miasta? - zapytał, kiedy tylko wyszliśmy na zewnątrz.
- Zakupy. - powiedziałam, machając mu przed nosem torbą.
- Carnival Store. - uśmiechnął się, czytając napis na torbie. - Tym razem jest napisane w języku, który rozumiem. – wyszczerzył się.
Zaśmiałam się.
- Nie wiem czy mogę zapytać, ale po co Ci tak wielki kawałek ciasta? - spojrzałam na jego dosyć dużą siatkę.
- Najlepszy sernik w mieście, nie można mu się oprzeć. – uśmiechnął się. - Louis mówił, że widział Cię wczoraj w sklepie. – Niall spojrzał na mnie.
- Tak, nie dało się go nie zauważyć. – uśmiechnęłam się, mając w głowie obraz grupki, która niemal nie staranowała biedaka. Jak na gwiazdę światowego formatu, śmierć w Tesco, nie byłaby zbyt eleganckim pożegnaniem się ze światem.
- Idziesz gdzieś na Halloween? - zapytał.
- Razem z przyjaciółką i kuzynem wybieramy się na studencką imprezę. No wiesz, picie, seks, palenie i takie tam typowe studenckie rozrywki. – wzruszyłam ramionami, na co blondyn się wyszczerzył. Jezu Przenajświętszy, dlaczego on jest taki słodki?
- Jasne. Za kogo się przebierasz? - spojrzał na mnie.
- To tajemnica. – tym razem ja wyszczerzyłam się, na co on się lekko zarumienił. W głowie miałam obraz Penny pokładającej się ze śmiechu, gdy zobaczyła, że zamierzam ubrać ten strój.
- Oj weź, nie bądź taka. - blondyn starał się zajrzeć w głąb mojej torby.
- Nie ma mowy! Pokażę Ci w zamian za ten sernik, który nawiasem mówiąc na wystawie wyglądał przepysznie.
- Nie ma mowy, moja droga! Nic nie jest warte sernika z Berrie's. - wyszczerzył się.
Zrobiłam podkówkę w stylu Penelope, na co blondyn zaczął się śmiać. Nie potrafiłam utrzymać swojego stanu i po chwili śmiałam się razem z nim.
Nagle z kieszeni mojej kurtki wydobył się dźwięk telefonu. Ukradkiem spojrzałam na nadawcę smsa, po czym wywróciłam oczami.
Za jakie grzechy zasłużyłam sobie na mieszkanie z takim osłem? Niebiosa, ratujcie.
- Przepraszam, ale muszę już iść – powiedziałam. W oczach Nialla ujrzałam zawód.
- Jasne, nie będę cię zatrzymywał. - uśmiechnął się blado.
- Miło było znów cię zobaczyć, Niall. – powiedziałam i odwróciłam się.
Zaczekaj! - blondyn złapał mnie za ramię a po moim ciele przeszły rozkoszne dreszcze. - Powiedz mi chociaż jak masz na imię.
- Magdalena, albo Madeline, jak wolisz. – powiedziałam, a Niall znów obdarzył mnie tym pięknym uśmiechem.
- Wow, podoba mi się. Chyba nazwę tak swoją córkę – powiedział a ja zachichotałam.
Spojrzałam na Nialla. Chyba chciał coś powiedzieć, w jego oczach widziałam wahanie.
- Hej, może kiedyś gdzieś... - zaczął, jednak nie skończył ponieważ zza rogu wyskoczył wianuszek dziewczyn, które prosiły idola o zdjęcie. Kurwa. Tak bardzo chciałam ukryć swoje rozczarowanie. Niall chyba to zauważył, bo między podpisywaniem kartki a zdjęciem posłał mi przepraszające spojrzenie.
Cóż, nic tu po mnie. Ostatni raz spojrzałam w jego niebieskie tęczówki. Powiedziałam jedynie bezgłośne cześć, po czym poszłam w swoją stronę. W tamtym momencie miałam ochotę dokonać masowego morderstwa z premedytacją. Przepraszam, czy jest w pobliżu jakiś sklep z bronią?
Całą drogę do domu rozmyślałam o Niallu i o naszym spotkaniu. Chyba będę już skazana na widywanie chłopaków w One Direction w najmniej oczekiwanych miejscach i w otoczeniu co najmniej dziesięciu fanek. No cóż.
Szłam szczerząc się jak głupia na każde wspomnienie naszej rozmowy. Weszłam do domu i przeskakując po dwa stopnie na schodach, znalazłam się w moim pokoju. Padłam na łóżko i zamknęłam oczy. Czy mój mózg płata mi jakiś beznadziejny figiel, czy naprawdę miałam wrażenie jakby Niall chciał mi zaproponować randkę? W duchu już chciałam odpalać fajerwerki, gdy moja podświadomość ostudziła mój entuzjazm. O nic Cię nie zapytał, a zachowujesz się jakby co najmniej Ci się oświadczył. Nawet nie masz jego numeru. Fakt. Podświadomość już miała rozpocząć taniec triumfu, gdy do rozmowy włączyła się moja, coraz lepiej sprawująca się intuicja. Przecież jest Twitter – szepneła radośnie. Podświadomości momentalnie zrzedła mina, po czym pozdrowiła intuicję środkowym palcem. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Pomysł niby łatwy do zrealizowania, ale jak, na litość boską, on znalazłby mnie wśród swoich tysięcy followersów, który dodają go do obserwowanych każdego dnia? Wątpię by Niall poświęcał cały swój wolny czas na namiętne przeglądanie profili osób, które go followują każdego dnia. Naprawdę nie wiedziałam jak doprowadzić do porządku tą całą sytuacje. Wiem, zachowywałam się żałośnie podniecając się głupią wymianą zdań, jednak ta rozmowa sprawiła, że zaczynałam wariować i w głowie układałam sobie obrazy z naszych następnych rozmów. O ile jeszcze się odbędą. O ile go kiedykolwiek spotkam. Och, zamknij się, mieszkacie w jednym mieście, spotkanie go jeszcze nigdy nie było prostsze! - moja podświadomość spojrzała na mnie zniecierpliwiona. Fakt, punkt dla niej. W końcu powiedziała coś mądrego. Westchnęłam. Boże, to naprawdę wygląda jak scena rodem z tych wszystkich opowiadań o One Direction, no wiecie, główna bohaterka przecież nie zna takiego zespołu, a jak przyjdzie co do czego to zakochuje się w jednym z nich. Uwierzcie mi, czytałam takie rzeczy, kiedy googlowałam chłopaków parę dni przed koncertem. Historie prawie identyczne co moja. Z wyjątkiem punktu o zakochaniu się – tego jeszcze nie przerobiłam. I nie przerobisz. No i wychodzę z założenia, że nie umrę na końcu tej historii. To znaczy, tak, kiedyś na pewno umrę, ale chodziło mi o te wszystkie zakończenia tych love story typuomójboże big love ze śmiercią w tle.
Moje rozważania przerwał Mateusz, który zawołał mnie na dół.
Gdy zeszłam, na blacie naszego kuchennego stołu stały dwa ośmiopaki, trzy butelki wódki, sześć paczek czipsów i cztery paczki fajek. Obok tego stał mój uśmiechnięty współlokator i jego kolega, którego nie znałam.
- Party time w środku tygodnia. – powiedział uroczyście, po czym otworzył puszkę z charakterystycznym dla tego zjawiska dźwiękiem. - I tak by the way, to jest Josh, mój kumpel z pracy.
- Hej – Josh uśmiechnął się i podał mi rękę.
Jego brązowe włosy, zielone oczy i lekki zarost sprawiał, że kumpel mojego kuzyna wyglądał seksownie. Cholernie seksownie. Ale nie był Niallem Horanem.
Godzinę później nasza wspaniała trójka poczuła wyższość procentów nad naszymi głowami. Razem z Joshem wykonywaliśmy jakieś futurystyczne figury w dźwięki White noise, podczas gdy Mateusz uwieczniał nasz taniec, nagrywając cały nasz „występ”.
Psssst. Każda kolejna puszka piwa, sprawiała, że czułam się fantastycznie. Wolna od wszystkiego, od problemów, od tych zawikłanych sytuacji rodem z brazylijskiej telenoweli.
- Fredoom! - wrzasnęłam i czując dopływ adrenaliny, zaczęłam tańczyć jeszcze energiczniej, niż wcześniej. Josh z Mateuszem widząc mnie w takim stanie ryknęli ze śmiechu, jednak po paru chwilach obaj dołączyli się do mojego dzikiego tańca.
- Moment! - krzyknęłam w stronę tańczących towarzyszy, po czym zniknęłam z salonu. Niczym japoński ekspres przebiegłam przez kuchnię i znalazłam się na patio, gdzie trzymaliśmy naszą cudowną walizkę. Szybko chwyciłam jedną z butelek i pobiegłam do salonu.
- Moi drodzy – powiedziałam, wdrapując się niezdarnie na komodę, uprzednio z niej zlatując.Witajcie w świecie alkoholowej koordynacji Magdy Milewskiej. Chłopaki przerwali swój energiczny występ i spojrzeli na mnie.
- To historyczna chwila w naszym życiu – ciągnęłam, mówiąc patosem. Chyba wtedy za bardzo poczułam ducha przywódcy. - Tym oto cudem, rozpoczynamy historyczny moment naszego życia! – ciągnęłam, nie zważając na mój plączący się język, moje powtarzanie się oraz śmiech chłopaków.
Podniosłam butelkę Finlandii w górę, widząc jak miny Josha i Mateusza wyglądają, jakby przed chwilą zostali pobłogosławieni przez samego papieża.
- Ta butelka rozpoczyna nasz wieczny melanż! - zakończyłam moją przemowę, po czym otworzyłam butelkę i upiłam parę łyków wódki z butelki.
Oboje chłopaków zaczęło wiwatować. Podałam im butelkę i zaczęłam kołysać się na komodzie w rytm Rock That Body. To co, że w mojej głowie szumiało, niczym jakiś wodospad. To co, że miałam nie mieszać piwa i wódki. To, co, że jutro obudzę się z mega kacem. Liczy się here and now. Tak, tego było mi trzeba.
Obudziło mnie słońce, które niemiłosiernie świeciło mi w oczy i głowa, która pękała od bólu. Niechętnie uchyliłam jedno oko.Wciąż grająca muzyka katowała mój umysł. Zignorowałam myśl, dlaczego Josh na swoim iPodzie ma koncert szwedzkiego kwartetu smyczkowego.Odgłos skrzypiec piłował mój mózg bez żadnych skrupułów. Leżałam w salonie, we wczorajszych ciuchach, z jakimiś niezidentyfikowanymi bohomazami na ręce. Obok mnie, leżał Mateusz, w podobnym stanie co ja. Zauważyłam, że jeden z jego rękawów od koszuli leży na podłodze, obok którego spał Josh z lizakiem wplątanym we włosy.
Jęknęłam, czując nasilający się ból głowy. Czułam się jak materac, z którego ktoś przed chwilą spuścił powietrze. Zamknęłam oczy i poczułam, że wszystkie wydarzenia z poprzedniego dnia wracają do mnie. Piwo, tańce, Josh, wódka, melanż życia, Mateusz tańczący na stole, Josh rozwalający piniatę zrobioną z kartonu po mleku. Teraz wiem co robią na podłodze te rozdeptane żelki.Mateusz rozrywający rękaw aby zawiązać mu oczy. I Magdalena prosząca Josha żeby zrobił jej tatuaż. Hm, sądząc po imitacji rysunku na moim ramieniu, stwierdzam, że musieliśmy naprawdę dużo wypić wczorajszego wieczoru. W mojej głowie pojawiło się nowe wspomnienie – Josh pijący wódkę prosto z butelki i Mateusz biegający wokół niego, krzycząc: nie możesz pić tak dużo, nie jesteś Polakiem! W momencie gdy wpatrywałam się w moją rękę zastanawiając się czy Josh narysował mi drzewo czy też grzyba atomowego, usłyszałam jęk.
- O kurwa. Gdzie jestem? Magda, czy to nasz do... – Mateusz wstał i jeszcze szybciej wziął do ręki pustą paczkę po czipsach, po czym głośno do niej zwymiotował. Boże, proszę, za jakie grzechy?
No ładnie. Kac kacem, ale dzisiaj czeka nas jeszcze jeszcze jedna impreza. Przy naszych melanżach imprezy Geordie Shore to emeryckie prywatki w klubie seniora.
Nienawidzę kaca.
___________________________________________________________________
Tak więc skończyłam rozdział 4!!!
Nareszcie!!
Do "zobaczenia" :DD
Karolaa Horan x