piątek, 17 stycznia 2014

#Imagin z Mags; Rozdział 3: ,,Birthday Present cz. II,,

Pobudka, uczelnia, dom, sen – tak właśnie wyglądało moje życie przez ostatni tydzień. Po dwóch miesiącach pobytu tutaj zaczęły się pierwsze zaliczenia, więc oprócz nauki nie robiłam nic – tak, cudowna walizka nadal pozostała nietknięta. Mateusz całe dnie spędzał w pracy, a pijąc sama stoczyłabym się na samo dno dna. Raz już przeżyłam ten stan, nie pytajcie jak to zrobiłam.


Nadeszła sobota. Gdyby nie Mateusz, który poinformował mnie, że mój urodzinowy event jest właśnie dzisiaj, na śmierć bym zapomniała. W pośpiechu wzięłam prysznic, ubrałam się, wysuszyłam włosy i zadowolona zeszłam na parter.
- Nie mów, że wybierasz się na koncert w czymś takim. – Mateusz spojrzał na mnie jakbym spadła z kosmosu.
- Dlaczego nie? Przecież wyglądam w porządku. – wzruszyłam ramionami.
- Tak, jeżeli wybierasz się na wrześniowe zbieranie ziemniaków na polu. Może jeszcze ubierzesz kalosze? Nie rób mi wstydu i ubierz się w coś innego. – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
W odpowiedzi pokazałam mu środkowy palec i zastanawiając się co takiego złego jest w ubiorze dresów i luźnej koszulki, powlokłam się z powrotem na górę.
Parę chwil później spojrzałam w lustro. Upięte wcześniej włosy postanowiłam rozpuścić.
Nie jest źle, pomyślałam, patrząc na swoje odbicie, po czym zeszłam na dół.
- No, teraz wyglądasz, jak człowiek. – powiedział Mateusz lustrując mnie od czubka głowy do stóp, zatrzymując dłużej swój wzrok na moim opiętym tyłku.
- Zboczeniec. – powiedziałam, na co ten wystawił mi język.
Już mieliśmy wychodzić, gdy nagle uświadomiłam sobie, że nie wzięłam najważniejszej rzeczy. Ponownie wbiegłam na piętro, nie zważając na zaskoczonego Mateusza. Gdy wsiadłam do samochodu, ten spojrzał pytającym wzrokiem najpierw na mnie a później na papierową torbę, którą trzymałam, jakby była moim największym skarbem. W sumie w tamtym momencie była.
- To prezent. – mruknęłam, jednak mina Mateusza mówiła, że dalej nic nie rozumie co zamierzam zrobić. Zresztą, sama do końca nie wiedziałam co tak naprawdę zamierzam.

***

Po półgodzinnej jeździe dotarliśmy na miejsce. Halę, w której miał odbyć się „mój prezent”, z każdej strony otaczał ocean fanek. Cudem przecisnęliśmy się przez tłum rozwrzeszczano – płacząco - piszczące fanki do drzwi, gdzie ochroniarz po spojrzeniu w nasze bilety, wpuścił nas do środka. Tak, arystokracja ma pierwszeństwo. Hell yeah.

- Ja pierdole. – jęknął Mateusz ciężko opadając na miejsce. Wczorajszego wieczoru znów zabalował gdzieś z kolegami. I znów miał kaca. Cóż, nie zdziwiło mnie to. Czy on kiedykolwiek wrócił z imprezy do domu z mniej niż trzema promilami we krwi? - Stężenie estrogenu w tym miejscu jest niebezpiecznie duże. Boże, łapię się na tym, że zastanawiam się jaki odcień szminki ma dziewczyna siedząca obok.
- Nie marudź. – zaśmiałam się. - To tylko półtorej godziny, przeżyjesz. - powiedziałam.
No, plus spotkanie za kulisami, dodałam w duchu.
- Jasne, że przeżyję. – odpowiedział, wsadzając sobie słuchawki do uszu, a do buzi wsadzając trzy tabletki Apap.
Rozglądałam się z ciekawością dookoła. Z minuty na minutę przybywało coraz więcej fanek. Nagle światła przygasły i na wielkim telebimie zaczęto odliczać sekundy do rozpoczęcia się show.
Dziesięć sekund.
Pisk zaraz rozsadzi moje bębenki w uszach. Spojrzałam na Mateusza. Siedział niewzruszony ze słuchawkami w uszach i zawzięcie stukał w ekran swojego telefonu.
Trzy sekundy.
Natężenie hałasu w tym miejscu przekracza miliard decybeli.
Zero.
Nagle rozbrzmiewa się muzyka, którą dziewczyny śpiewały na lotnisku. Na scenę wchodzi piątka chłopaków i daje najbardziej szalony występ jaki kiedykolwiek widziałam.


Półtorej godziny i kilka mdlejących fanek później, stałam wraz z setką innych dziewczyn za kulisami, czekając na spotkanie. Mateusz po koncercie stwierdził, że za nic nie wejdzie ze mną za kulisy i postanowił, że przejdzie się na małe piwo do baru nieopodal. No cóż, widocznie ma gdzieś kampanie społecznąPiłeś? Nie jedź!. Czułam się zażenowana stojąc obok rozwrzeszczanych nastolatek, których średnia wieku nie przekraczała nawet piętnastu lat. Kurde, czuję się... staro.
- Boże, niech one tak nie krzyczą. - jęknęłam.
Usłyszałam śmiech. Odwróciłam się i zobaczyłam ochroniarza – tego samego, który wpuszczał mnie i Mateusza na halę.
- Da się przyzwyczaić, uwierz mi. Wysłuchuję tego niemal codziennie. – uśmiechnął się życzliwie.
- Jezu. - mruknęłam.
- Jesteś tu przypadkiem czy raczej czekasz tutaj na siostrę, kuzynkę, przyjaciółkę? - zagaił.
- Chyba raczej to pierwsze. Zresztą, nawet nie wiem czy jestem aż taką fanką, znam zaledwie parę ich utworów, nic poza tym. - wzruszyłam ramionami.
- O Boże, co z Ciebie za Directionerka! Tylko nie przyznawaj się do tego głośno, te małolaty chyba by cię zabiły, gdyby to usłyszały. Jak można nie wiedzieć, jakiego koloru jest grzebień, którym czesze się Harry? - rozbawiony bodyguard próbował udawać oburzenie.
Zaśmiałam się.
- Właściwie to mój spóźniony prezent urodzinowy od kuzyna. – powiedziałam.
- Spóźnione wszystkiego najlepszego. – uśmiechnął się, ukazując swoje idealne, białe zęby.
Popatrzałam na mojego rozmówcę. Wysoki, brunet, z ciemnymi, czekoladowymi oczami raczej nie był zbyt starszy ode mnie – miał może dwadzieścia dwa, trzy lata. Był dobrze zbudowany, co ja gadam, był zajebiściezbudowany, o czym świadczył kaloryfer, który delikatnie zarysowywał się pod jego dosyć opiętą koszulką.
- Jestem Barney. – powiedział podając mi dłoń.
- Magdalena. – odwzajemniłam uścisk.
- Wiesz – zaczął – Niall na pewno się ucieszy, że ktoś w końcu mówi z czystym, irlandzkim akcentem.
- Słucham? - spojrzałam na niego głupkowato i parsknęłam śmiechem. - Nie wiedziałam, że mówię z irlandzkim akcentem. - powiedziałam.
Angielskiego uczyła mnie sąsiadka – Tammy – śliczna, rodowita Walijka, która wyszła za mąż za Józka mieszkającego naprzeciwko mnie. Nie mam pojęcia co ona w nim widziała, przecież to totalny głupek. Miły, ale, cóż, głupek. Krążyły nawet legendy o jego świetnych podrywach w gdańskich klubach: „Cześć jestem Józef, mam dwa ciągniki, kombajn i sto dwadzieścia hektarów. Umówimy się?" Taak. W każdym bądź razie, to właśnie dzięki żonie Józka, wyzbyłam się tego okropnego, polskiego akcentu. Tammy zawsze mówiła, że brzmię bardziej amerykańsko niż brytyjsko, ale żeby od razu irlandzko?
- Nie jesteś Irlandką? - spojrzał na mnie zaskoczony.
- Nic z tych rzeczy, jestem Polką. – uśmiechnęłam się.
- Polką? Dałbym sobie rękę uciąć, że pochodzisz z Wysp. - powiedział. - Chociaż z drugiej strony, twoje imię kazało mi się chwilę zastanowić nad tym faktem. – zamyślił się.
Tłum za kulisami powoli malał. Nie zwracałam na to zbytnio uwagi, ponieważ Barney co chwilę prosił mnie abym nauczyła go parę słówek po polsku, a później rozśmieszał mnie sposobem, jakim je wypowiadał.
Nim się obejrzałam zostałam sama na korytarzu, nie licząc Barneya. Kiedy kolejna fanka wyszła zza wielkich białych drzwi z miną, jakby przeżyła najlepszy orgazm świata, zorientowałam się, że teraz moja kolej. Uśmiechnęłam się niepewnie do Barneya. Ten uśmiechnął się szeroko, dodając mi tym samym otuchy. Chłopak otworzył drzwi i wsadził głowę do środka.
- Panowie, to ostatnia niewiasta dzisiaj – powiedział, po czym otworzył drzwi szerzej, abym mogła wejść.

Weszłam do środka. Pomieszczenie wcale nie było tak duże, jak mogłyby sugerować wielkie, białe drzwi. Rozglądnęłam się dookoła. Naprzeciwko drzwi były trzy toaletki, obok stał stół na którym leżała masa batoników, czipsów, litry coli i innych napojów. Po prawej stronie stał drążek z milionem wieszaków, ciuchów i butów. W centralnym punkcie tego pomieszczenia stała brązowa, skórzana kanapa, na której siedział najpopularniejszy boysband na świecie.
- Patrz, spojrzała na nas. – mruknął podekscytowany jeden z nich, na co chłopak obok zachichotał.
Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że stoję jak kołek przyglądając się każdej możliwej rzeczy tutaj, tylko nie chłopakom. Czułam, jak moje policzki zalewa fala czerwieni.
- Cześć, jak się masz? - zapytał chłopak z lokach, jak mniemam Harry.
Jego słowa przeszły w mojej głowie niczym echo. Zastanawiałam się co ja tutaj robię. Zastanawiałam się, czy w ogóle umiem mówić.
- Um, wszystko w porządku? - spojrzał na mnie niepewnie.
- Hm – odchrząknęłam. - Tak, jest okej, przepraszam, zawiesiłam się troszkę. – powiedziałam.
Hura, to coś jednak mówi!
Widzicie? - Harry odwrócił się do reszty. - Mój urok kolejny raz zadziałał. - westchnął teatralnie.
- Twój urok? Chyba raczej ten wielki pryszcz na czole tak ją przeraził. - powiedział Louis, na co reszta zareagowała rykiem śmiechu.
Śmiech stał się głośniejszy, gdy Harry po odpowiedzi Louisa, w ekspresowym tempie rzucił się do jednej z toaletek, uważnie badając każdy milimetr swojego czoła. Kątem oka zauważyłam, że blondyn przygląda mi się z zainteresowaniem.
- No więc, jak podobał ci się nasz koncert? - zapytał Liam.
- Cóż, było świetnie, daliście fantastyczny show. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Nie pytając, podeszłam do najbliższego krzesła i usiadłam na nim. W lustrzanym odbiciu widziałam, że Zayn, widząc mój opięty tyłek, miał minę jakby właśnie ktoś mu oznajmił, że wynaleziono cudowny żel do włosów, który sprawi, że już zawsze jego fryzura będzie idealna.
Spojrzałam na chłopaków, uśmiechając się nieśmiało. Naprawdę, cisza panująca w pokoju była denerwująca. Chociaż, dla widza z zewnątrz obraz pięciu chłopaków obserwujących dziewczynę ze sztucznymi uśmiechami, siedząc w kompletniej ciszy, mógłby wydawać się co najmniej śmieszny. Jeszcze brakuje dźwięku imitującego odgłos świerszcza.
- Chyba jesteście zmęczeni, co? Takie show wymaga ogromnego wysiłku. – powiedziałam, przerywając tym samym ciszę.
- Tak, ale kochamy to robić. To nie tylko nasza praca, ale przede wszystkim nasza pasja. - Liam uśmiechnął się.
- Z której części Irlandii jesteś? - zapytał nagle Zayn.
Słysząc to parsknęłam śmiechem. Cała piątka spojrzała na siebie, nie wiedząc, co jest powodem mojego śmiechu.
- Przepraszam, - zaczęłam. – ale ktoś już mi dzisiaj zadał to samo pytanie. – uśmiechnęłam się.
Spojrzałam ukradkiem na Nialla. Siedział rozwalony na kanapie i z lekkim uśmiechem spoglądał na mnie.
- Nie jesteś z Irlandii? - zapytał Harry.
Pokręciłam głową.
- Jestem w Londynie na jakiś czas. – powiedziałam. - No wiecie, nauka i te sprawy. – wzruszyłam ramionami.
- Nauka? - Louis poprawił się na kanapie. - Studiujesz na Uniwersytecie?
- LSE.  – odpowiedziałam. W pomieszczeniu rozległ się pomruk podziwu.
- Wow. Kujonka. Kręcą cię cyferki i te sprawy? - zapytał Harry, na co reszta spojrzała na niego z pobłażliwością.
- Tak, nawet nie macie pojęcia, jak fascynujące jest rozwiązywanie tych wszystkich problemów ekonomicznych! Emocje jak na kościelnym festynie. – powiedziałam.
Cała piątka wybuchnęła śmiechem.
- Patrz, nie dość, że ładna, to jeszcze mądra. – powiedział cicho Zayn do Nialla, na co ten zaczerwienił się.
Nagle przypomniałam sobie o mojej papierowej torebce. Warto było rozpruć podszewkę w mojej ulubionej torbie, żeby przemycić to tutaj. Podekscytowana spojrzałam na chłopaków.
- Chłopaki, czy macie coś do roboty po tym całym spotkaniu? - zapytałam.
Louis popatrzył niepewnie na resztę, zapewne nie rozumiejąc do czego zmierzam.
- Hm, tylko hotel i sen. – powiedział.
- To świetnie! - klasnęłam w dłonie, na co oni spojrzeli na mnie z jeszcze większym zdziwieniem, skąd we mnie taki nagły wybuch entuzjazmu.
- Słyszałam, że czasem fanki dają wam prezenty – zaczęłam, podchodząc do Harry'ego i wyciągając z plastikowy kieliszek – więc ja też chciałabym dać prezent. Tylko w troszkę innej formie. – dokończyłam, wręczając kieliszek Zaynowi a następnie Niallowi.
Przez moment nasze spojrzenia się spotkały. Jego oczy były tak niesamowite, że myślałam, że umarłam i poszłam do nieba.
- Myślę, że mały shot przed snem nikomu nie zaszkodzi. – powiedziałam z zadziornym uśmieszkiem.
- O ja cię pierdziele, no kto by pomyślał. – powiedział Liam z niedowierzaniem.
- Ale jaja! – wyszczerzył się Louis, oglądając kieliszek z każdej strony.
Ich oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, gdy z papierowej torby wyjęłam bohaterkę dzisiejszego wieczoru – półlitrówkę polskiej Gorzkiej Żołądkowej.
- O Boże, dziewczyno. – Harry spojrzał na butelkę z miną trzyletniego dziecka, które właśnie dostało lizaka.
- Cóż – zaczęłam, odkręcając butelkę i podeszłam do każdego z nich. – mam nadzieję, że wiecie jak się tego używa i w jaki sposób to robić, więc do dna, panowie! - powiedziałam, po czym przechyliłam głowę do tyłu, pozwalając aby ostry smak wódki rozprzestrzenił się w moim gardle.
Pozostali podążyli za mną.
- Cholera, ale mocna, skubana. - Zayn odkaszlnął.
- Bo ciepła. – odpowiedziałam. - Przepraszam, nie miałam warunków aby dobrze schodzić.
- Co to za rodzaj? - Zayn wyrwał mi butelkę i razem z Harrym i Niallem, próbowali odczytać etykietkę.
- Kurde – Harry podrapał się po głowie. - To jest w jakimś innym języku. Co to za litery?
Razem z Louisem i Liamem wpatrywaliśmy się w Zayna, Nialla i Harry'ego, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem, widząc ich wysiłki przeczytania etykietki.
- O, udało mi się coś przeczytać – powiedział dumnie Niall, patrząc na zdziwionych towarzyszy. - Goszka Zzzzżżżżooo... Boże, to mnie przerosło.
Przysięgam, całe pomieszczenie trzęsło się od naszego śmiechu. Nagle do pokoju wszedł jakiś facet w garniturze.
- Nie Wallis, nie możemy tego przełożyć, ten wywiad był zaplanowany od tygodni... Co?... Nie... Aha... Dobrze, będziemy w kontakcie. – facet w garniturze schował komórkę do kieszeni i podszedł do nas.
- A wy jeszcze tutaj? Przecież każda fanka miała na spotkanie przewidziane pięć minut. – facet spojrzał na mnie wymownie, na co skuliłam się. Spojrzałam ukradkiem na Louisa, który trzymał za plecami opróżnioną przez nas butelkę. Widocznie nie tylko ja nie znam umiaru. Ale z drugiej strony, czy jest sens wypicia tylko jednej kolejki? No właśnie.
- Daj spokój Boris, to bardzo przyjemne spotkanie – uśmiechnął się Liam, podnosząc mnie na duchu.
Boris spojrzał na mnie jeszcze raz i widząc mój wzrok, uśmiechnął się przepraszająco.
- No cóż, na mnie już czas. – uśmiechnęłam się blado, wstając powoli z kanapy. Zauważyłam, że chłopacy kolejny raz patrzą na mój tyłek. Przygryzłam dolną wargę.
- Szkoda – Zayn westchnął. - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. – dodał.
- Ja też, na pewno przyjdę na jeszcze jeden koncert – powiedziałam.
Podeszłam do każdego z nich i uścisnęłam ich na pożegnanie. Gdy wtulałam się w Nialla i starałam się zapamiętać każdą nutę, którą wyczułam w jego perfumach, ten nagle wyszeptał mi do ucha:
- Fajnie było cię znów zobaczyć.
W tym momencie znów umarłam i poszłam do nieba. Pamięta mnie, pamiętaaaaaaaaa! W mojej głowie wystrzeliło milion fajerwerków i otworzyło się tysiące szampanów.
Kierując się w stronę wyjścia, ostatni raz spojrzałam na wspaniałą piątkę. Wszyscy jak na komendę podnieśli wzrok z moich pośladków (włącznie z Borisem!) i rumieńcami na twarzy mamrotali jakieś słowa, które chyba miały znaczyć: Do widzenia, miło było cię poznać czy jakoś tak.
- Szkoda, że nawet nie zapytaliśmy, jak ona się.... - usłyszałam głos Louisa, jednak nie usłyszałam wszystkiego, ponieważ zdążyłam zniknąć za białymi drzwiami.
Wyszłam na korytarz i oparłam się o ścianę, starając się jakoś uporządkować miliard myśli przelatujących przez moją głowę. Koncert, niebieskie oczy, ochroniarz, niebieskie oczy, irlandzki akcent, poznanie największego boysbandu na tej planecie, niebieskie oczy, wzrok Zayna, niebieskie oczy, wódka, „fajnie było cię znów widzieć”.
Boże... - wyszeptałam sama do siebie. - To niesamowite.
- Słucham? - nagle obok mnie pojawił się Barney.
- Nic, nic, tak tylko mówię do siebie. - uśmiechnęłam się.
- Robią wrażenie, co? - chłopak oparł się o ścianę obok mnie.
- Taa. – mruknęłam.
- Chyba nieźle ich zainteresowałaś, skoro siedziałaś z nimi tyle czasu. – powiedział nagle.
Odruchowo spojrzałam w telefon. O matko. Siedziałam tam całą godzinę!
- To bardzo fajni ludzie. – uśmiechnęłam się. - No cóż, na mnie już czas. Miło było cię poznać, Barney. – dodałam.
- Mi również. – uśmiechnął się. - Do widzenia! - dodał, tym razem po polsku.
- Bardzo dobrze! - zaśmiałam się. - Trzymaj się Barney.
Gdy wyszłam z hali, Mateusz spał na tylnym siedzeniu samochodu. Po kilku minutach budzenia, stwierdziłam, że z jednego piwa zrobiło się co najmniej dwanaście i zrezygnowana wzięłam od niego kluczyki.
- Ale się zalałeś... - powiedziałam, wpatrując się w niego.
- Makaron. - mruknął, przekręcając się na drugi bok.
Wsiadłam do samochodu i uświadomiłam sobie, że jestem zmuszona jechać, po lewej stronie jezdni. Cóż, może nie będzie tak źle, pomyślałam, odpalając auto. Po ustawieniu GPSa, postanowiłam ruszyć jednak tylko usłyszałam ryk silnika.
Kurwa. No tak, co z tego, że kierownica jest po innej stronie, kolejność pedałów pozostaje niezmienna. Nagle po przeciwnej stronie ulicy ujrzałam Zayna a za nim resztę chłopaków, którzy, już nie tyle szli, co się wlekli w stronę autobusu. Uśmiechnęłam się i tym razem naciskając prawidłowy pedał, udaliśmy się w stronę domu.
Po dojechaniu do domu, do którego droga trwała dłużej niż zazwyczaj i wybudzenia Mateusza, rzuciłam się bez życia na łóżko. Dzień pełen, wrażeń, nie ma co. Ostatkiem sił wzięłam prysznic, po czym, nawet nie wycierając włosów, runęłam na łóżko. Z ręką na sercu mogę śmiało powiedzieć, że to był najlepszy prezent urodzinowy. Ostatnią myślą przed zaśnięciem było zdanie, które wypowiedział do mnie Niall. Fajnie było Cię znów widzieć rozbrzmiewało w moich uszach od momentu wyjścia z tej garderoby.
Uśmiechnęłam się, jednak natychmiast moje szczęście się ulotniło, gdy tylko pomyślałam, że to już koniec, już raczej nie zobaczę jego pięknych, niebieskich oczu, nie poczuję zapachu jego perfum.... Kurwa.
Nie miałam już siły na takie filozoficzne myślenie. Zasnęłam z obrazem Nialla wpatrującego się w moje oczy.
Wtedy nawet nie miałam pojęcia, jak bardzo się myliłam, myśląc, że go już nie zobaczę.
To był dopiero początek.


------------------------------------------------------

Ok tak więc tak jak obiecałam jest piątek i mamy następny rozdział x
CHYBA jutro dodam next'a ale NIE OBIECUJĘ <33


Karolaa Horan x

1 komentarz: