niedziela, 19 stycznia 2014

Bohaterowie x

Jak pod tym postem pojawi się co najmniej 3 komentarze to dodam zakładkę pt. ,,BOHATEROWIE,, i tam będą ich imiona, nazwiska i krótkie opisy x!

Więc czekam na minimum 3 komy! x


Karolaa Horan x

piątek, 17 stycznia 2014

#Imagin z Mags; Rozdział 3: ,,Birthday Present cz. II,,

Pobudka, uczelnia, dom, sen – tak właśnie wyglądało moje życie przez ostatni tydzień. Po dwóch miesiącach pobytu tutaj zaczęły się pierwsze zaliczenia, więc oprócz nauki nie robiłam nic – tak, cudowna walizka nadal pozostała nietknięta. Mateusz całe dnie spędzał w pracy, a pijąc sama stoczyłabym się na samo dno dna. Raz już przeżyłam ten stan, nie pytajcie jak to zrobiłam.


Nadeszła sobota. Gdyby nie Mateusz, który poinformował mnie, że mój urodzinowy event jest właśnie dzisiaj, na śmierć bym zapomniała. W pośpiechu wzięłam prysznic, ubrałam się, wysuszyłam włosy i zadowolona zeszłam na parter.
- Nie mów, że wybierasz się na koncert w czymś takim. – Mateusz spojrzał na mnie jakbym spadła z kosmosu.
- Dlaczego nie? Przecież wyglądam w porządku. – wzruszyłam ramionami.
- Tak, jeżeli wybierasz się na wrześniowe zbieranie ziemniaków na polu. Może jeszcze ubierzesz kalosze? Nie rób mi wstydu i ubierz się w coś innego. – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
W odpowiedzi pokazałam mu środkowy palec i zastanawiając się co takiego złego jest w ubiorze dresów i luźnej koszulki, powlokłam się z powrotem na górę.
Parę chwil później spojrzałam w lustro. Upięte wcześniej włosy postanowiłam rozpuścić.
Nie jest źle, pomyślałam, patrząc na swoje odbicie, po czym zeszłam na dół.
- No, teraz wyglądasz, jak człowiek. – powiedział Mateusz lustrując mnie od czubka głowy do stóp, zatrzymując dłużej swój wzrok na moim opiętym tyłku.
- Zboczeniec. – powiedziałam, na co ten wystawił mi język.
Już mieliśmy wychodzić, gdy nagle uświadomiłam sobie, że nie wzięłam najważniejszej rzeczy. Ponownie wbiegłam na piętro, nie zważając na zaskoczonego Mateusza. Gdy wsiadłam do samochodu, ten spojrzał pytającym wzrokiem najpierw na mnie a później na papierową torbę, którą trzymałam, jakby była moim największym skarbem. W sumie w tamtym momencie była.
- To prezent. – mruknęłam, jednak mina Mateusza mówiła, że dalej nic nie rozumie co zamierzam zrobić. Zresztą, sama do końca nie wiedziałam co tak naprawdę zamierzam.

***

Po półgodzinnej jeździe dotarliśmy na miejsce. Halę, w której miał odbyć się „mój prezent”, z każdej strony otaczał ocean fanek. Cudem przecisnęliśmy się przez tłum rozwrzeszczano – płacząco - piszczące fanki do drzwi, gdzie ochroniarz po spojrzeniu w nasze bilety, wpuścił nas do środka. Tak, arystokracja ma pierwszeństwo. Hell yeah.

- Ja pierdole. – jęknął Mateusz ciężko opadając na miejsce. Wczorajszego wieczoru znów zabalował gdzieś z kolegami. I znów miał kaca. Cóż, nie zdziwiło mnie to. Czy on kiedykolwiek wrócił z imprezy do domu z mniej niż trzema promilami we krwi? - Stężenie estrogenu w tym miejscu jest niebezpiecznie duże. Boże, łapię się na tym, że zastanawiam się jaki odcień szminki ma dziewczyna siedząca obok.
- Nie marudź. – zaśmiałam się. - To tylko półtorej godziny, przeżyjesz. - powiedziałam.
No, plus spotkanie za kulisami, dodałam w duchu.
- Jasne, że przeżyję. – odpowiedział, wsadzając sobie słuchawki do uszu, a do buzi wsadzając trzy tabletki Apap.
Rozglądałam się z ciekawością dookoła. Z minuty na minutę przybywało coraz więcej fanek. Nagle światła przygasły i na wielkim telebimie zaczęto odliczać sekundy do rozpoczęcia się show.
Dziesięć sekund.
Pisk zaraz rozsadzi moje bębenki w uszach. Spojrzałam na Mateusza. Siedział niewzruszony ze słuchawkami w uszach i zawzięcie stukał w ekran swojego telefonu.
Trzy sekundy.
Natężenie hałasu w tym miejscu przekracza miliard decybeli.
Zero.
Nagle rozbrzmiewa się muzyka, którą dziewczyny śpiewały na lotnisku. Na scenę wchodzi piątka chłopaków i daje najbardziej szalony występ jaki kiedykolwiek widziałam.


Półtorej godziny i kilka mdlejących fanek później, stałam wraz z setką innych dziewczyn za kulisami, czekając na spotkanie. Mateusz po koncercie stwierdził, że za nic nie wejdzie ze mną za kulisy i postanowił, że przejdzie się na małe piwo do baru nieopodal. No cóż, widocznie ma gdzieś kampanie społecznąPiłeś? Nie jedź!. Czułam się zażenowana stojąc obok rozwrzeszczanych nastolatek, których średnia wieku nie przekraczała nawet piętnastu lat. Kurde, czuję się... staro.
- Boże, niech one tak nie krzyczą. - jęknęłam.
Usłyszałam śmiech. Odwróciłam się i zobaczyłam ochroniarza – tego samego, który wpuszczał mnie i Mateusza na halę.
- Da się przyzwyczaić, uwierz mi. Wysłuchuję tego niemal codziennie. – uśmiechnął się życzliwie.
- Jezu. - mruknęłam.
- Jesteś tu przypadkiem czy raczej czekasz tutaj na siostrę, kuzynkę, przyjaciółkę? - zagaił.
- Chyba raczej to pierwsze. Zresztą, nawet nie wiem czy jestem aż taką fanką, znam zaledwie parę ich utworów, nic poza tym. - wzruszyłam ramionami.
- O Boże, co z Ciebie za Directionerka! Tylko nie przyznawaj się do tego głośno, te małolaty chyba by cię zabiły, gdyby to usłyszały. Jak można nie wiedzieć, jakiego koloru jest grzebień, którym czesze się Harry? - rozbawiony bodyguard próbował udawać oburzenie.
Zaśmiałam się.
- Właściwie to mój spóźniony prezent urodzinowy od kuzyna. – powiedziałam.
- Spóźnione wszystkiego najlepszego. – uśmiechnął się, ukazując swoje idealne, białe zęby.
Popatrzałam na mojego rozmówcę. Wysoki, brunet, z ciemnymi, czekoladowymi oczami raczej nie był zbyt starszy ode mnie – miał może dwadzieścia dwa, trzy lata. Był dobrze zbudowany, co ja gadam, był zajebiściezbudowany, o czym świadczył kaloryfer, który delikatnie zarysowywał się pod jego dosyć opiętą koszulką.
- Jestem Barney. – powiedział podając mi dłoń.
- Magdalena. – odwzajemniłam uścisk.
- Wiesz – zaczął – Niall na pewno się ucieszy, że ktoś w końcu mówi z czystym, irlandzkim akcentem.
- Słucham? - spojrzałam na niego głupkowato i parsknęłam śmiechem. - Nie wiedziałam, że mówię z irlandzkim akcentem. - powiedziałam.
Angielskiego uczyła mnie sąsiadka – Tammy – śliczna, rodowita Walijka, która wyszła za mąż za Józka mieszkającego naprzeciwko mnie. Nie mam pojęcia co ona w nim widziała, przecież to totalny głupek. Miły, ale, cóż, głupek. Krążyły nawet legendy o jego świetnych podrywach w gdańskich klubach: „Cześć jestem Józef, mam dwa ciągniki, kombajn i sto dwadzieścia hektarów. Umówimy się?" Taak. W każdym bądź razie, to właśnie dzięki żonie Józka, wyzbyłam się tego okropnego, polskiego akcentu. Tammy zawsze mówiła, że brzmię bardziej amerykańsko niż brytyjsko, ale żeby od razu irlandzko?
- Nie jesteś Irlandką? - spojrzał na mnie zaskoczony.
- Nic z tych rzeczy, jestem Polką. – uśmiechnęłam się.
- Polką? Dałbym sobie rękę uciąć, że pochodzisz z Wysp. - powiedział. - Chociaż z drugiej strony, twoje imię kazało mi się chwilę zastanowić nad tym faktem. – zamyślił się.
Tłum za kulisami powoli malał. Nie zwracałam na to zbytnio uwagi, ponieważ Barney co chwilę prosił mnie abym nauczyła go parę słówek po polsku, a później rozśmieszał mnie sposobem, jakim je wypowiadał.
Nim się obejrzałam zostałam sama na korytarzu, nie licząc Barneya. Kiedy kolejna fanka wyszła zza wielkich białych drzwi z miną, jakby przeżyła najlepszy orgazm świata, zorientowałam się, że teraz moja kolej. Uśmiechnęłam się niepewnie do Barneya. Ten uśmiechnął się szeroko, dodając mi tym samym otuchy. Chłopak otworzył drzwi i wsadził głowę do środka.
- Panowie, to ostatnia niewiasta dzisiaj – powiedział, po czym otworzył drzwi szerzej, abym mogła wejść.

Weszłam do środka. Pomieszczenie wcale nie było tak duże, jak mogłyby sugerować wielkie, białe drzwi. Rozglądnęłam się dookoła. Naprzeciwko drzwi były trzy toaletki, obok stał stół na którym leżała masa batoników, czipsów, litry coli i innych napojów. Po prawej stronie stał drążek z milionem wieszaków, ciuchów i butów. W centralnym punkcie tego pomieszczenia stała brązowa, skórzana kanapa, na której siedział najpopularniejszy boysband na świecie.
- Patrz, spojrzała na nas. – mruknął podekscytowany jeden z nich, na co chłopak obok zachichotał.
Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że stoję jak kołek przyglądając się każdej możliwej rzeczy tutaj, tylko nie chłopakom. Czułam, jak moje policzki zalewa fala czerwieni.
- Cześć, jak się masz? - zapytał chłopak z lokach, jak mniemam Harry.
Jego słowa przeszły w mojej głowie niczym echo. Zastanawiałam się co ja tutaj robię. Zastanawiałam się, czy w ogóle umiem mówić.
- Um, wszystko w porządku? - spojrzał na mnie niepewnie.
- Hm – odchrząknęłam. - Tak, jest okej, przepraszam, zawiesiłam się troszkę. – powiedziałam.
Hura, to coś jednak mówi!
Widzicie? - Harry odwrócił się do reszty. - Mój urok kolejny raz zadziałał. - westchnął teatralnie.
- Twój urok? Chyba raczej ten wielki pryszcz na czole tak ją przeraził. - powiedział Louis, na co reszta zareagowała rykiem śmiechu.
Śmiech stał się głośniejszy, gdy Harry po odpowiedzi Louisa, w ekspresowym tempie rzucił się do jednej z toaletek, uważnie badając każdy milimetr swojego czoła. Kątem oka zauważyłam, że blondyn przygląda mi się z zainteresowaniem.
- No więc, jak podobał ci się nasz koncert? - zapytał Liam.
- Cóż, było świetnie, daliście fantastyczny show. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Nie pytając, podeszłam do najbliższego krzesła i usiadłam na nim. W lustrzanym odbiciu widziałam, że Zayn, widząc mój opięty tyłek, miał minę jakby właśnie ktoś mu oznajmił, że wynaleziono cudowny żel do włosów, który sprawi, że już zawsze jego fryzura będzie idealna.
Spojrzałam na chłopaków, uśmiechając się nieśmiało. Naprawdę, cisza panująca w pokoju była denerwująca. Chociaż, dla widza z zewnątrz obraz pięciu chłopaków obserwujących dziewczynę ze sztucznymi uśmiechami, siedząc w kompletniej ciszy, mógłby wydawać się co najmniej śmieszny. Jeszcze brakuje dźwięku imitującego odgłos świerszcza.
- Chyba jesteście zmęczeni, co? Takie show wymaga ogromnego wysiłku. – powiedziałam, przerywając tym samym ciszę.
- Tak, ale kochamy to robić. To nie tylko nasza praca, ale przede wszystkim nasza pasja. - Liam uśmiechnął się.
- Z której części Irlandii jesteś? - zapytał nagle Zayn.
Słysząc to parsknęłam śmiechem. Cała piątka spojrzała na siebie, nie wiedząc, co jest powodem mojego śmiechu.
- Przepraszam, - zaczęłam. – ale ktoś już mi dzisiaj zadał to samo pytanie. – uśmiechnęłam się.
Spojrzałam ukradkiem na Nialla. Siedział rozwalony na kanapie i z lekkim uśmiechem spoglądał na mnie.
- Nie jesteś z Irlandii? - zapytał Harry.
Pokręciłam głową.
- Jestem w Londynie na jakiś czas. – powiedziałam. - No wiecie, nauka i te sprawy. – wzruszyłam ramionami.
- Nauka? - Louis poprawił się na kanapie. - Studiujesz na Uniwersytecie?
- LSE.  – odpowiedziałam. W pomieszczeniu rozległ się pomruk podziwu.
- Wow. Kujonka. Kręcą cię cyferki i te sprawy? - zapytał Harry, na co reszta spojrzała na niego z pobłażliwością.
- Tak, nawet nie macie pojęcia, jak fascynujące jest rozwiązywanie tych wszystkich problemów ekonomicznych! Emocje jak na kościelnym festynie. – powiedziałam.
Cała piątka wybuchnęła śmiechem.
- Patrz, nie dość, że ładna, to jeszcze mądra. – powiedział cicho Zayn do Nialla, na co ten zaczerwienił się.
Nagle przypomniałam sobie o mojej papierowej torebce. Warto było rozpruć podszewkę w mojej ulubionej torbie, żeby przemycić to tutaj. Podekscytowana spojrzałam na chłopaków.
- Chłopaki, czy macie coś do roboty po tym całym spotkaniu? - zapytałam.
Louis popatrzył niepewnie na resztę, zapewne nie rozumiejąc do czego zmierzam.
- Hm, tylko hotel i sen. – powiedział.
- To świetnie! - klasnęłam w dłonie, na co oni spojrzeli na mnie z jeszcze większym zdziwieniem, skąd we mnie taki nagły wybuch entuzjazmu.
- Słyszałam, że czasem fanki dają wam prezenty – zaczęłam, podchodząc do Harry'ego i wyciągając z plastikowy kieliszek – więc ja też chciałabym dać prezent. Tylko w troszkę innej formie. – dokończyłam, wręczając kieliszek Zaynowi a następnie Niallowi.
Przez moment nasze spojrzenia się spotkały. Jego oczy były tak niesamowite, że myślałam, że umarłam i poszłam do nieba.
- Myślę, że mały shot przed snem nikomu nie zaszkodzi. – powiedziałam z zadziornym uśmieszkiem.
- O ja cię pierdziele, no kto by pomyślał. – powiedział Liam z niedowierzaniem.
- Ale jaja! – wyszczerzył się Louis, oglądając kieliszek z każdej strony.
Ich oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, gdy z papierowej torby wyjęłam bohaterkę dzisiejszego wieczoru – półlitrówkę polskiej Gorzkiej Żołądkowej.
- O Boże, dziewczyno. – Harry spojrzał na butelkę z miną trzyletniego dziecka, które właśnie dostało lizaka.
- Cóż – zaczęłam, odkręcając butelkę i podeszłam do każdego z nich. – mam nadzieję, że wiecie jak się tego używa i w jaki sposób to robić, więc do dna, panowie! - powiedziałam, po czym przechyliłam głowę do tyłu, pozwalając aby ostry smak wódki rozprzestrzenił się w moim gardle.
Pozostali podążyli za mną.
- Cholera, ale mocna, skubana. - Zayn odkaszlnął.
- Bo ciepła. – odpowiedziałam. - Przepraszam, nie miałam warunków aby dobrze schodzić.
- Co to za rodzaj? - Zayn wyrwał mi butelkę i razem z Harrym i Niallem, próbowali odczytać etykietkę.
- Kurde – Harry podrapał się po głowie. - To jest w jakimś innym języku. Co to za litery?
Razem z Louisem i Liamem wpatrywaliśmy się w Zayna, Nialla i Harry'ego, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem, widząc ich wysiłki przeczytania etykietki.
- O, udało mi się coś przeczytać – powiedział dumnie Niall, patrząc na zdziwionych towarzyszy. - Goszka Zzzzżżżżooo... Boże, to mnie przerosło.
Przysięgam, całe pomieszczenie trzęsło się od naszego śmiechu. Nagle do pokoju wszedł jakiś facet w garniturze.
- Nie Wallis, nie możemy tego przełożyć, ten wywiad był zaplanowany od tygodni... Co?... Nie... Aha... Dobrze, będziemy w kontakcie. – facet w garniturze schował komórkę do kieszeni i podszedł do nas.
- A wy jeszcze tutaj? Przecież każda fanka miała na spotkanie przewidziane pięć minut. – facet spojrzał na mnie wymownie, na co skuliłam się. Spojrzałam ukradkiem na Louisa, który trzymał za plecami opróżnioną przez nas butelkę. Widocznie nie tylko ja nie znam umiaru. Ale z drugiej strony, czy jest sens wypicia tylko jednej kolejki? No właśnie.
- Daj spokój Boris, to bardzo przyjemne spotkanie – uśmiechnął się Liam, podnosząc mnie na duchu.
Boris spojrzał na mnie jeszcze raz i widząc mój wzrok, uśmiechnął się przepraszająco.
- No cóż, na mnie już czas. – uśmiechnęłam się blado, wstając powoli z kanapy. Zauważyłam, że chłopacy kolejny raz patrzą na mój tyłek. Przygryzłam dolną wargę.
- Szkoda – Zayn westchnął. - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. – dodał.
- Ja też, na pewno przyjdę na jeszcze jeden koncert – powiedziałam.
Podeszłam do każdego z nich i uścisnęłam ich na pożegnanie. Gdy wtulałam się w Nialla i starałam się zapamiętać każdą nutę, którą wyczułam w jego perfumach, ten nagle wyszeptał mi do ucha:
- Fajnie było cię znów zobaczyć.
W tym momencie znów umarłam i poszłam do nieba. Pamięta mnie, pamiętaaaaaaaaa! W mojej głowie wystrzeliło milion fajerwerków i otworzyło się tysiące szampanów.
Kierując się w stronę wyjścia, ostatni raz spojrzałam na wspaniałą piątkę. Wszyscy jak na komendę podnieśli wzrok z moich pośladków (włącznie z Borisem!) i rumieńcami na twarzy mamrotali jakieś słowa, które chyba miały znaczyć: Do widzenia, miło było cię poznać czy jakoś tak.
- Szkoda, że nawet nie zapytaliśmy, jak ona się.... - usłyszałam głos Louisa, jednak nie usłyszałam wszystkiego, ponieważ zdążyłam zniknąć za białymi drzwiami.
Wyszłam na korytarz i oparłam się o ścianę, starając się jakoś uporządkować miliard myśli przelatujących przez moją głowę. Koncert, niebieskie oczy, ochroniarz, niebieskie oczy, irlandzki akcent, poznanie największego boysbandu na tej planecie, niebieskie oczy, wzrok Zayna, niebieskie oczy, wódka, „fajnie było cię znów widzieć”.
Boże... - wyszeptałam sama do siebie. - To niesamowite.
- Słucham? - nagle obok mnie pojawił się Barney.
- Nic, nic, tak tylko mówię do siebie. - uśmiechnęłam się.
- Robią wrażenie, co? - chłopak oparł się o ścianę obok mnie.
- Taa. – mruknęłam.
- Chyba nieźle ich zainteresowałaś, skoro siedziałaś z nimi tyle czasu. – powiedział nagle.
Odruchowo spojrzałam w telefon. O matko. Siedziałam tam całą godzinę!
- To bardzo fajni ludzie. – uśmiechnęłam się. - No cóż, na mnie już czas. Miło było cię poznać, Barney. – dodałam.
- Mi również. – uśmiechnął się. - Do widzenia! - dodał, tym razem po polsku.
- Bardzo dobrze! - zaśmiałam się. - Trzymaj się Barney.
Gdy wyszłam z hali, Mateusz spał na tylnym siedzeniu samochodu. Po kilku minutach budzenia, stwierdziłam, że z jednego piwa zrobiło się co najmniej dwanaście i zrezygnowana wzięłam od niego kluczyki.
- Ale się zalałeś... - powiedziałam, wpatrując się w niego.
- Makaron. - mruknął, przekręcając się na drugi bok.
Wsiadłam do samochodu i uświadomiłam sobie, że jestem zmuszona jechać, po lewej stronie jezdni. Cóż, może nie będzie tak źle, pomyślałam, odpalając auto. Po ustawieniu GPSa, postanowiłam ruszyć jednak tylko usłyszałam ryk silnika.
Kurwa. No tak, co z tego, że kierownica jest po innej stronie, kolejność pedałów pozostaje niezmienna. Nagle po przeciwnej stronie ulicy ujrzałam Zayna a za nim resztę chłopaków, którzy, już nie tyle szli, co się wlekli w stronę autobusu. Uśmiechnęłam się i tym razem naciskając prawidłowy pedał, udaliśmy się w stronę domu.
Po dojechaniu do domu, do którego droga trwała dłużej niż zazwyczaj i wybudzenia Mateusza, rzuciłam się bez życia na łóżko. Dzień pełen, wrażeń, nie ma co. Ostatkiem sił wzięłam prysznic, po czym, nawet nie wycierając włosów, runęłam na łóżko. Z ręką na sercu mogę śmiało powiedzieć, że to był najlepszy prezent urodzinowy. Ostatnią myślą przed zaśnięciem było zdanie, które wypowiedział do mnie Niall. Fajnie było Cię znów widzieć rozbrzmiewało w moich uszach od momentu wyjścia z tej garderoby.
Uśmiechnęłam się, jednak natychmiast moje szczęście się ulotniło, gdy tylko pomyślałam, że to już koniec, już raczej nie zobaczę jego pięknych, niebieskich oczu, nie poczuję zapachu jego perfum.... Kurwa.
Nie miałam już siły na takie filozoficzne myślenie. Zasnęłam z obrazem Nialla wpatrującego się w moje oczy.
Wtedy nawet nie miałam pojęcia, jak bardzo się myliłam, myśląc, że go już nie zobaczę.
To był dopiero początek.


------------------------------------------------------

Ok tak więc tak jak obiecałam jest piątek i mamy następny rozdział x
CHYBA jutro dodam next'a ale NIE OBIECUJĘ <33


Karolaa Horan x

środa, 15 stycznia 2014

Nowy rozdział! x

Dobra misiole w piątek pojawi się nowy rozdział imaginku z Mags x
A jak będę miała humorek to MOŻE w sobotę wstawię kolejną część ;*

Buziakii ;*



Karolaa Horan x

piątek, 10 stycznia 2014

Konkurs z okazji 1.000 wyświetleń ;33

Tak więc obiecałam że zrobię jakiś konkurs z okazji 1.000 wyświetleń ale nie mogę nic wymyślić ;/
Tak więc po prostu stworzę zakładkę pt. ,,Imaginy na zamówienie,, i tam bd sobie zamawiać imaginy a ja je będę dodawać <33


Karolaa Horan x

OMG! OMG! OMG!

Wchodzę sobie właśnie na bloga i co widzę?
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
1.000 wyświetleń!!
Dziękuję Wam z całego serca <33
Tak więc obiecałam że zrobię jakiś konkurs albo coś, więc właśnie nad tym myślę ;*
Za chwilkę dodam posta ze szczegółami ;*

Karolaa Horan x

czwartek, 9 stycznia 2014

#Imagin z Mags; Rozdział 3: ,,Birthday present cz. I,,

Przez następne kilka tygodni, nie miałam czasu na cokolwiek, nawet rozpracować kurewsko wspaniałej walizki, jak to powiedział mój kuzyn. W sumie, nie zrobiło nam to żadnej różnicy, i tak co noc imprezowaliśmy, a w bonusie dopadał nas mega kac. Zaczął się nowy rok akademicki, co oznaczało, że czas już spiąć dupę i chociaż na chwilę zająć się nauką. LSE nie było takie złe, dość szybko dogadałam się z ludźmi. Schody zaczęły się na wykładach, kiedy to stwierdziłam, że kompletnie nie rozumiem połowy rzeczy, które mówi do nas wykładowca. Ach, business english, ty mały skurwysynu. Przez następne pół godziny siedziałam z miną w stylu „co ja tutaj robię!?” Musiałam chyba śmiesznie wyglądać, skoro chwilę później zaczęła intensywnie mi się przyglądać jakaś brunetka. Zachichotała, po czym przysunęła się do mnie.
- Um, mogę w czymś pomóc? - zapytałam, uśmiechając się lekko.
Dziewczyna popatrzyła się na mnie i ponownie zachichotała.
- Chyba nie tylko ja niewiele rozumiem z tego angielskiego bełkotu. Facet gada jakby miał w japie pełno wymiocin – szepnęła, a ja zachichotałam.
Sądząc po jej akcencie, na pewno nie była z UK. Zresztą, mogę się mylić, w Londynie mieszka tyle ludzi różnej narodowości, że spokojnie można by było stworzyć nowy akcent z tej całej mieszkanki kulturowej. Jednak patrząc na jej śniadą cerę i piękne, błyszczące ciemnobrązowe włosy, mogłam jedynie snuć domysły skąd pochodzi.
Uśmiechnęłam się cieplej do nieznajomej.
- Jestem Penelope – przedstawiła się.
- Madeline – szepnęłam. Na dźwięk mojego imienia dziewczyna uśmiechnęła się.
- Masz bardzo piękne imię - powiedziała przyjaźnie.
Wolałam wybrać bezpieczniejszą opcję mojego imienia, niż później kolejny raz powtarzać jak powinno wymawiać się imię „Magdalena”.
Wielu Anglików słysząc moje imię, nie do końca wiedzieli, czy jest ono dwuczłonowe czy też jedno. Po entym razie przekręcania mojego imienia, przykładem Mateusza, zdecydowałam się nieco „zingliszować” moje imię – przedstawiałam się jako Madeline.
Rozmowa z Penelope była o wiele ciekawsza od tematu wykładu, a że znalazłyśmy między sobą dużo wspólnego, po zajęciach wybrałyśmy się na kawę, do jednej z przykampusowych kawiarni.
- Myślałam, że nie wytrzymam kolejnej godziny w tamtym miejscu. Koleś wyglądał jak... - Penelope nie zdążyła dokończyć, bo z jej telefonu leciała ta sama piosenka, którą śpiewały dziewczyny na lotnisku. Lotnisko. Jedno, głupie hasło, a w mojej głowie tylko jeden obraz – piękne, zniewalające niebieskie oczy.
- Fajny dzwonek – powiedziałam, na co Penelope ochoczo przytaknęła.
Widać było, że Penelope była wielką fanką zespołu, w którym śpiewał blondyn, bo wiedziała o nich dosłownie wszystko – od numeru buta do numeru farby do włosów, którą Niall regularnie rozjaśnia włosy, który, według niej jest „ drugim najsłodszym chłopakiem jaki kiedykolwiek chodził po tej planecie”. Każde zdanie na ich temat wypowiadała niemalże z czcią. Przyjrzałam jej się uważnie: miała kolczyki z logo ich zespołu oraz bluzę i torbę Harrym Stylesem. Słodki Jezu. Zaczęłam się zastanawiać, czy ta dziewczyna nie ma jakiś zapędów psychopatycznych. Po co komu wiedzieć kto nosi jaki rozmiar buta? I jak ona to wszystko pamięta? Ja nawet nie umiem zapamiętać swojego numeru telefonu. Yeah, right. Słuchając trajkotania mojej koleżanki, stwierdziłam, że jestem pizdą, skoro nie wiem nic o zespole, który rządzi światowym rynkiem pop. Postanowiłam, że kiedy wrócę do domu, poczytam kilka stron i posłucham chociaż paru piosenek. Nie mogę być taką ignorantką, w końcu żyję w kraju gdzie, wszystko kręci się wokół tych „pięciu wspaniałych” (jak to dobitnie ujęła Pen).

Kiedy przyszłam do domu, pierwsze co zrobiłam to włączyłam laptopa i postanowiłam wygooglować wspaniałą piątkę z One Direction. Usiadłam wygodnie i wpisałam nazwę zespołu do wyszukiwarki. Po sekundzie, moim oczom ukazały się miliardy stron poświęconych chłopakom. Zerknęłam na nagłówki: „Harry Styles to seksualny predator!”, „HARRY STYLES ZRYWA Z TAYLOR SWIFT!, LIAM PAYNE CHCE ODEJŚĆ Z ZESPOŁU! Czy to koniec 1D?,
Niall Horan nowym bad boyem? Wdał się w bójkę z paparazzi!, Zayn Malik i Pagsley Lawson: TO KONIEC!!! Rozdziawiłam szeroko buzię. Wow. Wcale nie są tacy grzeczni jak na tych wszystkich plakacikach. Gapiąc się bezsensownie na te wszystkie informacje, które, nie powiem, trochę mnie przytłoczyły,  nie zauważyłam, jak drzwi wejściowe otworzyły się, a następnie do domu wpadł zziajany Mateusz.
- Boże co za dzień. - westchnął, po czym teatralnie rzucił się na kanapę w salonie. Kac po wczorajszej imprezie wciąż go trzymał. Nie dziwię się, kto normalny może wlać w siebie cysternę whisky? Może i mieszkał teraz w Londynie, jednak wciąż tkwił w nim duch Leeds. - Jest coś do jedzenia? - zapytał.
- Mhm. - mruknęłam, nadal gapiąc się w ekran laptopa.
- Co tam masz? - Mateusz podniósł się z kanapy i zerknął w ekran.
- O Boże, ty też się nimi jarasz? - jęknął. - Wszystkie dziewczyny w pracy non stop podśpiewują ich piosenki. - dodał.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo kuzyn postanowił kontynuować swoją wypowiedź.
- Chociaż z drugiej strony to nawet dobrze – dodał.
- Bo? - kompletnie nie rozumiałam do czego dąży.
- Bo... - zaczął, kładąc swoje ręce na moje ramiona. - Z racji tego, że nic nie dostałaś ode mnie na swoje dziewiętnaste urodziny, załatwiłem dla Ciebie wejściówki na koncert tych chłopaczków w przyszłą sobotę. - zakończył uroczyście.
Spojrzałam na niego zdezorientowana. Wow. To znaczy... Nie jestem jakąś wielką fanką, w sumie w ogóle nie jestem ich fanką, ale... wow.
Mateusz widząc mnie w takim stanie, niepewnie zapytał:
- Hm, chyba niezbyt się cieszysz. Myślałem, że spodoba ci się taki prezent, tym bardziej, że możesz się z nimi spotkać po koncercie – dodał.
- N-nie, dziękuje, prezent jest świetny – uśmiechnęłam się i przytuliłam go.
Właściwie to było jak sen. Nigdy wcześniej nie spotkałam nikogo sławnego, a teraz – spotkam najpopularniejszy zespół na świecie. I to w przyszłą sobotę! O kurde. Muszę zerknąć na moja listę. Hm, czy za tydzień mogę skreślić punkt ósmy?
- Tylko wiesz, nie przynieś mi wstydu – kuzyn wstał i skierował się w stronę kuchni. - No, za tymi kulisami. - dodał, widząc moją zdziwioną minę.
Całą noc siedziałam przy laptopie i czytałam najrozmaitsze strony dotyczące One Direction. Dowiedziałam się, że Liam był ze swoją dziewczyną spory kawałek czasu, Harry był psem na baby, Louis właśnie miał kryzys w związku, Zayn właśnie przeżywał rozstanie, natomiast Niall... Niall był zawsze wolny. Wstyd się przyznać, ale w momencie, gdy dosłownie utonęłam w niebieskich oczach blondyna, zaczęłam sobie wyobrażać, jak to by było, no wiecie, gdyby on i ja... Boże, na samą myśl o tym rumienię się jak głupek. Byłam podekscytowana myślą, że za 8 dni znów zobaczę te piękne oczy. Boże, chyba mnie pojebało do końca. Tak właśnie.

Gdy następnego dnia powiedziałam Penelope o koncercie, ta aż pisnęła z wrażenia.
- O mój Boże, jak ja ci zazdroszczę! - westchnęła.
Popatrzyłam na nią a potem na jej bluzkę z wizerunkiem Harry'ego Stylesa trzymającego pieska, zastanawiając się, jak można tak bardzo podniecać się śpiewającymi chłopczykami. Przecież to tylko zespół.
Cichutki głosik w mojej głowie natychmiast przypomniał mi momenty, kiedy mając 13 lat, tak strasznie kochałam Tokio Hotel. Taa.
- Masz już dla nich jakiś prezent? - pytanie przyjaciółki przerwało moje rozmyślania nad moją młodością.
- Prezent? Jaki prezent? - Penelope spojrzała na mnie wzrokiem, które mówiło:nie martw się dziecko, poznasz każdy stopień wtajemniczenia.
No wiesz, jeżeli chcesz aby chłopcy pamiętali cię w jakiś szczególny sposób, możesz podarować im coś od siebie – mówiła brunetka mocno przy tym gestykulując.


Spojrzałam na Penelope i na mojej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Już wiedziałam, co sprawi, że FabFive zapamięta mnie na długo.

------------------------------------------------------

Wiem że miało być w weekend ale tak Was kocham że nie mogłam się powstrzymać od dodania kolejnego rozdziału już dzisiaj <33
Następny oczywiście pojawi się w weekend, nie ważne ile komentarzy będzie, dodaję to dla tych co są ze mną od początku i tych którym podoba się moje opowiadanie ;**
Ten rozdział jest podzielony na dwie części, bo wyszedł trochę za długi ;*


Karolaa Horan x