wtorek, 31 grudnia 2013

#Imagin z Mags x: Rozdział 1: ,,London, here I come!,,


Tak więc oto jest pierwszy rozdział mojego imaginu z Mags xx

-----------------------------------

Pierwszy września. Teoretycznie, jak większość dzieciaków powinnam być dzisiaj na rozpoczęciu roku szkolnego, ignorując nudne przemówienie dyrektora. Ale nie ja. Tak, na tym właśnie polegał urok studenckich wakacji. Trzy miesiące laby, obijania się, odreagowywania tego całego uczelnianego zgiełku. No chyba, że ktoś oblał jakiś egzamin, wtedy jego wakacje są nieco krótsze. Mi, dzięki Bogu, udało się tego ominąć. Na myśl o tym, że do końca wakacji nie muszę zagłębiać się w żadne problemy makroekonomiczne, finansowe i gospodarcze, uśmiechałam się sama do siebie. No bo, cóż, nie ukrywajmy - ja i kierunek studiów, który wybrałam, niezbyt się lubimy. Rozwiązywanie problemów międzynarodowych stosunków gospodarczych wywoływało u mnie emocje podobne do tych, które emeryci przeżywają podczas swoich niedzielnych rozgrywek w BINGO. Istne szaleństwo.

Pierwszy rok studiów na Uniwersytecie Gdańskim minął bardzo szybko. Do dziś pamiętam mój pierwszy dzień na uczelni. Ja, niespełna osiemnastoletnia Magdalena, sama, w wielkim holu, rozglądająca się nerwowo dookoła i rozpaczliwie próbująca znaleźć jakąkolwiek drogę do sali, w której miały odbyć się zajęcia inauguracyjne. Czułam się jak dziecko, które zgubiło w sklepie mamę. Tak było rok temu.  
 
Pamiętam również pierwszy dzień po przeprowadzce na Kołobrzeską, gdzie ja i mój ówczesny chłopak wynajęliśmy mieszkanie. Wiecie, przecież tak robią studenci - wynajmują mieszkania, chleją na umór, i sporadycznie przychodzą na wykład, gdzie po chwili okazuje się, że jest jakieś "niezapowiedziane" zaliczenie. Pewnie myślicie, że należałam do tego grona. Cóż, muszę Was rozczarować - moje studenckie życie wcale nie było takie kolorowe, jak moich koleżanek. Mieszkanie z chłopakiem było kompletną pomyłką. Moja mama miała rację – nie powinnam była mieszkać z Pawłem, jednak wszechwiedząca Magdalena postawiła na swoim i od października była (nie)szczęśliwą lokatorką mieszkania przy ulicy Kołobrzeskiej. Wraz z chłopakiem oczywiście.

Mój związek z Pawłem nie był idealny. Zaraz, kogo ja próbuje oszukać? Ten związek był do dupy. Po zamieszkaniu z nim poznałam jego drugie oblicze. Wspólne mieszkanie tylko potęgowało kłótnie, które i tak miały miejsce przed przeprowadzką. Ciągłe wyzwiska, obrażanie się, nieustające krzyki, poniżanie – to była nasza codzienność. Ten toksyczny związek zabijał mnie zarówno psychicznie jak i fizycznie. Mimo że milion razy miałam to zakończyć, ten koniec następował tylko w głowie. Nie umiałam tego skończyć, mimo że męczyłam się w tym wszystkim. Miałam jeszcze nadzieję. Że się opamięta, że będzie taki jak dawniej. Nie umiałam tego skończyć, bo przecież gdzie ja znajdę kogoś takiego, kto zdoła mnie pokochać taką jaką jestem? Spójrzmy prawdzie w oczy – nie jestem żadną pięknością. Długie, zniszczone, blond włosy i wiecznie zmęczone, smutne oczy. Tak, tak właśnie wyglądała Magdalena, kiedy jest z Pawłem. Bałam się, że nikt się mną nie zainteresuje. Niejedna dziewczyna też miała takie napady strachu. Nie byłam jedyna.
Wszystkim wmawiałam, że jest świetnie, że tak dobrze mi z Pawłem, jednak tylko nowo poznane osoby wierzyły. Moi przyjaciele z liceum, rodzice, babcia – już nie. Wiedzieli jak się w tym męczę, nie wiedzieli jednak co tak naprawdę działo się w mieszkaniu na Kołobrzeskiej. Pomimo kilku początkowo fajnych momentów, jakie spędziłam w tym mieszkaniu, kiedy Paweł był jeszcze spokojnym, fajnym chłopakiem, moja psychika osiągnęła dno.

Gdy nadszedł upragniony 24 czerwca, koniec egzaminów, wiedziałam, że moja przygoda z mieszkaniem na Kołobrzeskiej dobiega końca. Powinnam dodać, że wraz z końcem umowy skończył się związek, jednak niestety nie. Związek zakończył się miesiąc po wyprowadzce. Okazało się, że dostałam się na wymianę studencką, która pozwoli mi rozpocząć drugi rok studiów w jednej z najbardziej prestiżowych szkół w Zjednoczonym Królestwie - London School of Economics. Moi rodzice pękali z dumy, jako że ich najmłodsza latorośl nie dość, że skończyła pierwszy rok studiów ( nie ukrywajmy, mój duch ekonomisty spierdzielił, zanim zdążył się ujawnić i pewnie śmieje się ze mnie ze swojego misternego ukrycia), to jeszcze dostała roczną szansę na naukę na takiej uczelni. Na początku sama nie mogłam w to uwierzyć, dzwoniłam nawet do dziekanatu, aby upewnić się czy to na pewno ja wyjeżdżam. Ja, dziewczyna, którą jest kompletną dupą, jeżeli chodzi o sprawy ekonomiczne. Ale wyjazd nie był pomyłką – dokładnie za dwa tygodnie miałam znaleźć się w zatłoczonym Londynie, aby zaaklimatyzować się, po czym rozpocząć naukę. Przysięgam, gdy dowiedziałam się o tym wyjeździe moja radość była nie mniejsza, gdy dowiedziałam się, że powstanie kolejny sezon The Vampire Diaries.

Gdy Paweł dowiedział się o moim wyjeździe wpadł w szał. Krzyczał, że to co robię, zrujnuje nasz związek, że robię to na złość mu, że mi już nie zależy na nim, że go nie kocham. Nie wytrzymałam. Powiedziałam mu, że robię to dla siebie, chcę w końcu zacząć żyć. Wkurwił się jeszcze bardziej. 
- Myślałem, że traktujesz poważnie nasz związek. Masz jeszcze czas, aby zrezygnować z tego wyjazdu. Jeżeli pojedziesz, nas już nie będzie.  – powiedział wtedy.
- Nie zrezygnuję – odpowiedziałam.
- W takim razie nie ma już nas. – powiedział i skierował się w stronę wyjścia mojego domu. Nagle zatrzymując się przed drzwiami, odwrócił się w moją stronę, po czym rzucił: 
 - Kiedy zrezygnujesz, zadzwoń.
Nie zadzwoniłam.
Kilka dni po rozstaniu faktycznie płakałam, że już nikogo lepszego od niego nie znajdę, że jestem brzydka i tym podobne. Następnie przechodziłam fazę depresji, a później nie czułam już nic. Była tylko pustka. Na miłość boską, miałam dopiero dziewiętnaście lat! To nie czas na jakieś cholerne smęty!

- I tak to teraz wygląda. - westchnęłam, patrząc na ekran laptopa, w którym widniał mój kuzyn, a właściwie wujek Mateusz ( jest najmłodszym z rodzeństwa mojego taty, dzieli nas tylko 10 miesięcy i jeden dzień, więc przepraszam, nie będę do niego mówić wujku :D)
Dzięki Ci, Boże, za takie coś jak Skype. Mateusz zaraz po maturze wyjechał do Leeds do siostry, aby troszkę zarobić na studia. Cóż, chłopak na studia nie poszedł, jednak życie w Wielkiej Brytanii spodobało mu się na tyle, że postanowił zostać tam na jakiś czas. W ciągu roku dorobił się wystarczająco, że było go stać na zmianę pracy na lepszą oraz przeprowadzkę do Londynu. Gdy Mateusz się dowiedział o moim wyjeździe, z miejsca zaproponował mi kąt w swoim lokum. Było mi to na rękę, we dwoje zawsze raźniej, poza tym londyński kampus pochłaniałby znaczną cześć mojego stypendium.

- Młoda, nie przejmuj się. Paweł to kutas. – Mateusz pociągnął łyk piwa. On także znał jedynie okrojoną wersję mojego rozstania z chłopakiem.
- Taa.. Życie jest do dupy.
Uśmiechnęłam się blado. Hm, mój entuzjazm przekroczył dopuszczalne normy. Mateusz, widząc, że jego pocieszenia nie przynoszą rezultatu, pokręcił głową i powiedział:
- Daj spokój, dobrze wiesz, przechodziłem przez to samo. Poza tym, pieprzyć to, za dwa tygodnie będziesz w Londynie, mieście, które nigdy nie śpi! Będziemy imprezować dzień i noc, najebiemy się jak szpadle, dopóki starczy nam forsy! Wiesz, to będzie taka powtórka z Leeds, tylko milion razy lepsza! - wyszczerzył się.
Na samo wspomnienie o imprezach w Leeds mimowolnie uśmiechnęłam się. To właśnie tam odkryłam fenomen życia na wiecznym kacu. Do końca życia nie zapomnę naszych dzikich tańców w rytm Feel the love. Nie zapomnę też sposobu, w którym pijani piliśmy kolejną z rzędu butelkę szampana Martini, co zaowocowało uszczerbkiem mojej górnej jedynki. Ugh. Mateusz pewnie też nie zapomni moich lamentów, które były podobne do litanii, które odmawia się w kościołach – Jezu, co teraz? Boże, jak ja wyglądam?
Tak, w tamtym momencie nadużyłam imienia Pańskiego chyba z milion razy. O nie, złamałam jedno z przykazań. Jeden level bliżej w stronę piekła, ot co.
- Wiesz co? Masz rację. Pieprzyć to wszystko, to będzie najlepszy rok mojego życia – krzyknęłam do niego z uśmiechem od ucha do ucha.
Natchniona buntowniczym duchem, postanowiłam sobie, czas między dziewiętnastym a dwudziestym rokiem mojego życia, będzie tym najlepszym. To właśnie w tym czasie chciałam realizować swoje marzenia – począwszy od tych małych, jak na przykład spróbować szpinaku, a kończąc na tych, które w moim mniemaniu są praktycznie niemożliwe do zrealizowania. Usiadłam przy biurku i bez zastanowienia zaczęłam wypisywać rzeczy, które chciałabym zrealizować.
Kiedy skończyłam spojrzałam na moją listę.

RZECZY DO ZROBIENIA PRZED DWUDZIESTKĄ:

1. Nauczyć się grać na gitarze.
2. Spróbować szpinaku.
3. Wrócić z imprezy całkowicie TRZEŹWA.
4. Zjeść kolację z najdroższej restauracji w Londynie.
5. Iść na najlepszą imprezę na świecie.
6. Zrobić striptiz. (?)
7. Pojechać na V Festival!!!
8. Poznać kogoś sławnego.
9. Pójść na mecz Manchesteru United.
10. Przestać się wszystkim przejmować.
11. Więcej się uśmiechać.
12. Skoczyć na bungee.
13. Być bardziej pewna siebie.
14. Polecieć na jakieś egzotyczne wakacje.
15. Zorganizować najlepszą imprezę urodzinową, o jakiej świat słyszał!!!
16. Nauczyć się przeklinać po szwedzku.
17. Wykąpać się nago w jeziorze.
18. Kupić szpilki Louboutina!
19. Zakochać się.
20. Być szczęśliwą.

Życzenia do dupy, chyba naoglądałam się za dużo Zdążyć przed śmierciąNie, to jest do kitu, pomyślałam i gniotąc kartkę, z impetem rzucając ją do śmietnika. Coś mnie jednak tknęło i rozprostowałam papier. Magdaleno Milewska, jesteś idiotką, pomyślałam. Schowałam pomiętą kartkę do portfela. Może to całe spełnianie życzeń będzie dobrą zabawą?

***


Dwa tygodnie później ciągnęłam wózek z moimi walizkami na lotnisku w Gdańsku – Rębiechowie. Byłam wystraszona i podekscytowana jednocześnie. Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać, bałam się, że się nie dogadam i co najgorsze – że nie przeżyje tego cholernego lotu. Strasznie boję się latać i uważam to za zło konieczne, ale wychodzę z założenia, że lepiej przemęczyć się w stresie
dwie godziny w powietrzu, niż dwadzieścia pięć w niewygodnym autokarze.
Pasażerowie lotu A17515 do Londynu... - uprzejmy głos pani w megafonie uświadomił mi, że czas pożegnać się z moimi rodzicami i bratem. Mama z trudem ukrywała łzy.
- Tylko bądź grzeczna. - tata dał mi buziaka na pożegnanie, a za nim to samo zrobił brat oraz mama. - Będziemy codziennie dzwonić. I pamiętaj – żadnych głupstw. - pogroziła mi palcem.
Uśmiechnęłam się do niej i wyściskałam mocno, po czym skierowałam się w stronę bramek, gdzie odbywała się kontrola. Po raz ostatni obróciłam się i zobaczyłam moją rodzinę. Do zobaczenia za rok, mruknęłam sama do siebie.

W samolocie, oprócz ataków paniki na każde zatrzęsienie się samolotu, miałam sporo czasu na filozoficzne przemyślenia
Kurwa, oby się nie rozbił.
Trzęsącymi dłońmi przerzuciłam piosenkę w moim iPodzie. Aksamitny głos Adele wypełnił moje uszy. Starałam się głęboko oddychać, w duchu modląc się żarliwie, ale ta cholerna kupa złomu nie spadła i dostarczyła mnie na moje destination place.
Słodki Jezu, co to za trzask?!
Zastanawiałam się, czy wyjazd na pewno był dobrym pomysłem, czy to całe breaking up z Pawłem było dobrym posunięciem. Mimo że niejednokrotnie doprowadzał mnie do szału i w myślach tworzyłam sobie przeróżnego rodzaju alibi, które uratowałoby mi tyłek, po doskonałym zabójstwie, które planowałam na moim, już byłym, chłopaku. Bardzo było mi żal tak długiego związku, jednak mój cichy głosik mówił: dobrze zrobiłaś, to wszystko i tak było do dupy. Nagle samolot szarpnął i zapaliła się lampka, mówiąca do zapięciu pasów.
Boże, turbulencje. Nie chcę umierać! O Panie, proszę, jeszcze nie teraz!
Spojrzałam na osoby obok, które przyglądały mi się z pobłażliwością. Hm, założę się, że w chwili tych małych turbulencji wyglądałam jakby przebiegło przeze mnie stado żyraf pędzących do wodopoju.
Cóż, życie, pomyślałam poprawiając się na fotelu z gracją, której nie powstydziłaby się księżna Kate. Nie wszyscy muszą uwielbiać latać. Punkt pokonać strach przed lataniem, definitywnie trzeba umieścić na mojej liście.
Jebany samolot.

Dokładnie dwie i pół godziny później byłam na lotnisku Heathrow. Wow, to wszystko jest takie wielkie. Wbrew pozorom szybko ogarnęłam się z tymi całymi granicznymi formalnościami, po czym podeszłam do taśmy, na której znajdowały się setki walizek, w tym moje. Gdy odnalazłam wszystkie trzy, ruszyłam w stronę głównego holu, gdzie czekać miał na mnie Mateusz. Wchodząc na tak wielką powierzchnię, poczułam się jak rok temu, kiedy to wchodziłam na uczelnię. Przez chwilę stałam i niepewnie rozglądałam się dookoła. Jednak potem uśmiechnęłam się do siebie. Życie jest do dupy, pomyślałam, ale pieprzyć to, to będzie najlepszy rok w moim życiu!

London, here I come!


------------------------------


Jak Wam się podoba?
Pisać w komach x


Czytasz = Komentujesz

~~Lolaa

1 komentarz: